Koń z rządem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jako członek redakcji "Wprost", która w tym numerze informuje o ustanowieniu Nagrody Złamanego Grosza im. Hilarego Minca, poczuwam się do współodpowiedzialności za rażące oraz karygodne niedopatrzenie i z hukiem uderzam się w pierś. Chodzi o to, że wśród kandydatów na laureatów zabrakło twórców projektu narodowego programu poprawy zdrowia psychicznego, który miałby kosztować co najmniej dwa miliardy złotych i zgłoszony został tego samego dnia co nowela budżetowa, czyli dokładnie wtedy, kiedy z wiadomych powodów cały rząd odchodził od zmysłów. Uważam, że ten niezwykle cenny projekt storpedowano całkowicie niesłusznie, bowiem - gdyby wprowadzono go w życie odpowiednio wcześniej i objęto nim choćby tylko przedstawicieli tak zwanej klasy politycznej - oszczędziłby nerwów milionom Polaków, wydatnie skracając naszą listę nominowanych do Nagrody Złamanego Grosza.
Dziś sporą część środków (nie mylić ze środkami uspokajającymi) z tego programu przede wszystkim przeznaczyłbym dla tych pań i panów parlamentarzystów, którzy przeforsowali jawnie antyrynkową i antykonsumencką ustawę "Prawo farmaceutyczne" (szerzej o tym w okładkowym tekście "Apteki dla aptekarzy"). Myślę, że obdarowani monopolem aptekarze winni są większości sejmowej przynajmniej solidne zniżki na leki poprawiające zdolność koncentracji. Jak najbardziej zasadnie nominowanym do Nagrody Złamanego Grosza twórcom "Prawa farmaceutycznego" dorzuciłbym jeszcze od siebie Nagrodę Funta Kłaków.
Ponieważ moja szczodrość, podobnie jak parlamentu, nie zna granic, ustanawiam ponadto jeszcze niniejszym osobistą Nagrodę Konia z Rządem. Pierwszy otrzymuje ją Grzegorz Kołodko. Tenże w swoim czasie sternik gospodarki rzekł był niedawno na antenie radiowej na temat strategii dla Polski 2001: "Trzeba śmiało, odważnie rwać do przodu". Prawda, jakie to śmiałe i odważne? W obecnej sytuacji finansowej państwa każdy rząd najchętniej dosiadłby rączego rumaka i "rwał do przodu", tyle że nie do końca wiadomo, gdzie jest ów "przód".
Marka Belkę uhonorowałbym z kolei Nagrodą im. Pytii. Przyszły minister finansów w rządzie SLD powiada, że ma gotowy plan ratowania publicznej kasy, ale go nie ujawni i już. Oby nie sprowadzał się on do następującego scenariusza rozwoju wydarzeń, o którym w artykule "Piękny książę Belka" pisze Krzysztof Rybiński: "Politycy zamiast zmniejszać deficyt, będą uciekali się do zabiegów księgowych w celu upiększenia rzeczywistości i uniknięcia trudnych decyzji. Takie praktyki doprowadzą do papierowego deficytu w wysokości 6 proc. PKB, podczas gdy w praktyce będzie on znacznie większy i doprowadzi do kryzysu gospodarczego i załamania się funkcji państwa. Bezrobocie przekroczy 25 proc. i Polska wypadnie z pierwszej grupy krajów przyjętych do Unii Europejskiej".
Wreszcie Nagrodę Tymfa im. Stanisława Estreichera wręczyłbym Jerzemu Buzkowi. Tu wyjaśnienie: tymf (lub tynf) to (za "Encyklopedią popularną PWN") "potoczna nazwa pierwszych polskich srebrnych złotówek bitych masowo w latach 1663-1677, zawierających znacznie mniej kruszcu niż wynikało to z ich wartości nominalnej" (konia z rzędem dla odmiany temu, kto mnie oświeci, dlaczego oszukane "srebrówki" miały uchodzić za "złotówki"); znany jest lepiej z określenia "dobry żart tymfa wart". Otóż twierdzę, iż pan premier raczy żartować, powiadając, że "konieczne cięcia [w wydatkach państwa - MZ] nie dotkną ludzi". Dlaczego uważam, że to dobry żart? Bo zapewnienie prezesa Rady Ministrów jest mniej więcej tak samo poważne jak chirurga, który przekonuje ciężko chorego, że musi go operować, ale nie dotknie jego ciała.
A dlaczego patronem nagrody dla premiera Buzka uczyniłem Stanisława Estreichera? Dlatego, że ten nasz przemądry rodak napisał niedługo przed wybuchem II wojny światowej: "W Polsce nie bierze się niczego serio z wyjątkiem żartu".
Więcej możesz przeczytać w 37/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.