Złodziej na etacie

Złodziej na etacie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Największymi wrogami firm często bywają ich pracownicy
Na prowadzonych przez nieuczciwego dyrektora operacjach finansowych Polska Miedź straciła niemal pół miliona dolarów. W podobny sposób traci majątek niemal jedna trzecia polskich firm. "Najwięksi złodzieje są najbliżej poszkodowanych" - głosi stare perskie porzekadło. Nie straciło ono aktualności. Sprawcami aż 63 proc. przestępstw, od kradzieży sprzętu komputerowego po zagarnianie milionów dolarów, są bowiem pracownicy, a nawet szefowie poszkodowanych przedsiębiorstw - dowodzą wyniki badań firmy doradczej PricewaterhouseCoopers, którymi objęto kilka tysięcy koncernów z 15 krajów Europy Zachodniej i Środkowej, w tym 226 międzynarodowych korporacji, firm krajowych i organizacji rządowych oraz pozarządowych z Polski.

20 tysięcy euro strat codziennie
- Nadużycia to najpoważniejsza przeszkoda w działalności biznesowej wszystkich wielkich organizacji w Europie - ocenia Rick Helsby, szef europejskiego działu dochodzeniowego PricewaterhouseCoopers. W ostatnich dwóch latach co najmniej 43 proc. dużych europejskich spółek padło ofiarą oszustw, nadużyć i rozmaitych przestępstw gospodarczych popełnionych przez pracowników. Tylko te, które były w stanie oszacować szkody z tego tytułu, straciły 3,6 mld euro. Największe nadużycia zdarzają się w wielkich korporacjach, które z racji słabego nadzoru centrali nad setkami filii, niewielkiej identyfikacji zatrudnionych z firmą ("przestępstwo bez ofiar") i skomplikowanej pod względem podatkowym struktury stanowią idealne środowisko dla naciągaczy. Koncerny zatrudniające ponad 5 tys. pracowników traciły w ostatnich latach z powodu nadużyć 20 tys. euro dziennie.

Wielcy i mali malwersanci
Pracownicy i ochroniarze salonu Empik Megastore w Warszawie ukradli płyty CD, książki i perfumy o wartości 3 mln zł. Polskie przedsiębiorstwa, także małe i średnie, z winy pracowników-złodziei tracą miliardy złotych rocznie. - Ponad jedna trzecia przedsiębiorstw w naszym kraju padła ofiarą rozmaitych przestępstw gospodarczych - ocenia Wojciech Roman, szef działu doradztwa finansowego na region Europy Środkowej i Wschodniej PricewaterhouseCoopers. W mniejszych przedsiębiorstwach nadużyć dopuszczają się zazwyczaj pracownicy niższego szczebla. Z hipermarketu Tesco w Częstochowie osiem osób, w tym pracownicy sklepu i ochroniarz, wyniosło sprzęt elektroniczny wart 45 tys. zł. W agencjach reklamowych i marketingowych prawdziwą plagą są kradzieże baz danych o klientach. Odchodzący z firmy pracownicy wykorzystują je do pozyskania zleceniodawców dla zakładanych na własną rękę agencji lub sprzedają konkurentom dotychczasowego pracodawcy. Znacznie większe straty powodują nazbyt "kreatywni" pracownicy sektora finansowego (banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, fundusze inwestycyjne, biura maklerskie). Dwaj doradcy inwestycyjni jednego z domów maklerskich, manipulując w końcu 1997 r. i początkach 1998 r. cenami akcji trzech spółek giełdowych, stracili około 100 mln zł należących do ponad 270 klientów biura. Za niewłaściwy nadzór nad swoimi maklerami firma zapłaciła jedynie 500 tys. zł kary, ale straty poniesione w następstwie utraty zaufania klientów były znacznie większe.
Największe spustoszenia w finansach i reputacji spółek powodują nieuczciwi menedżerowie i członkowie zarządów. W Polsce problem ten w szczególności dotyczy spółek z udziałem skarbu państwa. W czerwcu 2001 r. policja zatrzymała Marka S., byłego wiceprezesa KGHM Polska Miedź, oskarżonego o zatwierdzenie bez zgody zarządu operacji, w których do gier na światowych rynkach wykorzystano kredyty kombinatu. Zyski z tych operacji wyniosły ponad 462 tys. USD, ale trafiły one do spółki Ferguson United z Wysp Dziewiczych i KGHM nie może ich teraz odzyskać. - Kierujący państwowymi przedsiębiorstwami menedżerowie z nadania politycznego niezależnie od tego, jakiej malwersacji dopuszczą się w jednej spółce, natychmiast otrzymają posadę w kolejnej - uważa Marek Różycki, szef firmy konsultingowej Turnaround.

Straty uboczne
Tak naprawdę nikt nie wie, ile pieniędzy tracą firmy w wyniku nadużyć, bo w większości przedsiębiorstw (58 proc.) do ich wykrycia dochodzi przypadkowo. - Coraz więcej spółek zaczyna rozumieć ryzyko związane z przestępczością, ale tylko nieliczne podejmują niezbędne kroki prewencyjne - mówi Rick Helsby, szef europejskiego działu dochodzeniowego PricewaterhouseCoopers.
Korporacje niechętnie przyznają się do strat ponoszonych wskutek przestępstw, zwłaszcza będących wynikiem działania nieuczciwych pracowników. Wszystkie wykryte nadużycia zgłasza odpowiednim władzom jedynie 38 proc. spółek, gdyż oficjalne przyznanie się do tego rodzaju kłopotów podkopuje wiarygodność na rynku, obniża morale załogi, osłabia markę, a czasem prowadzi do zniżki kursu akcji. Zaledwie 20 proc. dużych korporacji działających w Europie, w tym w Polsce, odzyskuje więcej niż połowę skradzionych aktywów.
Zagrożenie ze strony menedżerów jest lekceważone - w myśl zasady "to nie mógł być jeden z nas". Wszystkich pracowników nie można z kolei skontrolować. - Aby chronić mienie firmy, powołaliśmy specjalną spółkę, wprowadziliśmy monitoring i karty identyfikacyjne. Dział kontroli wewnętrznej wyrywkowo bada finanse poszczególnych departamentów, obieg dokumentów. Ale stuprocentowej gwarancji bezpieczeństwa majątku koncernu nikt nie da - mówi Ireneusz Wypych z PKN Orlen. - Najgorsze jest to, że zbyt wielu Polaków nie dostrzega korelacji między sytuacją swego pracodawcy a własną - mówi Arkadiusz Protas, dyrektor biura interwencji Business Centre Club. - Narażając firmę na straty, szkodzą przecież wszystkim pracownikom, w tym sobie.

Więcej możesz przeczytać w 40/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.