Nie chcę, nie muszę, ale mogę

Nie chcę, nie muszę, ale mogę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wałęsa się opłaca. Przede wszystkim Polsce i Polakom. Jako prezydent mogę zrobić więcej niż ktokolwiek inny
Przed trzema tygodniami brałem udział w Łodzi w sesji naukowej "Wybory 2000". Specjaliści (głównie ze Stanów Zjednoczonych, ale i z innych krajów) od marketingu politycznego tłumaczyli, że polityka sprzedaje się tak samo jak proszki do prania. Znam oczywiście wszystkie te tajemnice. Wiem, jakiego koloru należy nosić koszule i jakie szkła kontaktowe. Wiem, jak się dowiadywać, co ludzie chcą usłyszeć i jak im to powiedzieć. Wiem to wszystko, ale ta wiedza budzi we mnie gwałtowny sprzeciw. Mam zbyt wiele szacunku do społeczeństwa, by stosować metody ocierające się - wedle mojej opinii - o oszustwo. Uczono mnie, że jak nie wiesz, co powiedzieć, to na wszelki wypadek mów prawdę. Jestem w tym względzie niereformowalny i wybieram szczerość. A już szczególnie nie lubię (i najczęściej nie pozwalam tego robić) malować się przed występem w telewizji.

Piszę o tym, aby powiedzieć, jaka była atmosfera psychologiczna, gdy parę godzin później odbyło się posiedzenie Rady Politycznej Chrześcijańskiej Demokracji III Rzeczypospolitej Polskiej. Gremium to omawiało problem kandydatury na nadchodzące w 2000 r. wybory prezydenckie. Trudno się im dziwić, że mając takiego kandydata jak ja, pomyśleli o tym, żeby mnie wystawić. Partia mnie delegowała. Pierwszy raz w życiu jestem członkiem partii, ale nawet mnie obowiązuje posłuszeństwo wobec statutowych instancji partii. Przyjąłem to z mieszanymi uczuciami, jak dopust boży. Kiedy w 1997 r. pod osłoną ciszy wyborczej powoływałem partię, powiedziałem, że w obozie polskiej prawicy, w stosunku do AWS, stanowić ona będzie "drugą linię" okopów. Dziś jestem przekonany, że należy tę linię zająć. Reformy, jakie przeprowadza ten rząd, kosztują. Koszty te znajdują swoje odzwierciedlenie m.in. w społecznym poparciu. Poparcie dla AWS wycofało ponad milion ludzi. Trzeba im dać jakąś alternatywę, bo nie stać nas na takie straty. Nie można postrzegać naszej sceny politycznej w systemie dwubiegunowym. Nasze społeczeństwo nie jest czarno-białe, mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Polityka to nie przepychanka: my albo oni. Przed ludźmi trzeba roztoczyć wachlarz możliwości. Żadne wybory (mówię o dniu dzisiejszym i jutrzejszym, nie wczorajszym) nie mogą się odbywać tylko na zasadzie negacji. Ludziom trzeba dać poważne programowe propozycje. Startując do prezydentury przed bez mała dziesięciu laty, powiedziałem: nie chcę, ale muszę. Rzeczywiście, nie chciałem - to męczące stanowisko i nie na mój charakter, a musiałem, gdyż musieliśmy odsunąć generała Jaruzelskiego od władzy nad wojskiem i policją (nawet nie tyle jego, ile jego otoczenie). Spodziewałem się bowiem przeciwuderzenia z Moskwy i próby odbudowy imperium. I miałem rację: był pucz Janajewa, a przywódcy wszystkich "demoludów" spędzali akurat wakacje na Krymie (w przypadki to wierzę wyłącznie w gramatyce). Na Krymie, gdzie wywieziono Gorbaczowa, było centrum spisku. Pucz załamał się jednak w samej Moskwie i nie miał na tyle siły, by dokonać eksportu kontrrewolucji. Dziś nie ma takich zagrożeń (choć nie ma pewności, że nie będzie ich jutro), więc ja nie chcę (już byłem) i nie muszę. Nikt zresztą nie musi. Ale mogę. Mogę, bo mam tę świadomość, że mogę zrobić więcej dla Polski niż ktokolwiek na tym stanowisku. Owe prawie cztery lata, kiedy byłem znowu "prywatną osobą", pokazały, że jeszcze wiele mogę dokonać na arenie międzynarodowej. Jeżeli mogę jako osoba prywatna, tym bardziej będę mógł jako prezydent. Wałęsa się opłaca. Przede wszystkim Polsce i Polakom. Nie ulega wątpliwości, że mogę na tym stanowisku zrobić więcej niż ktokolwiek inny. Jeżeli w polityce wewnętrznej jest to sprawa dyskusyjna (podyskutować zawsze można), to w polityce zagranicznej jest bezdyskusyjna. Polskie "pięć minut" mija. Jeżeli nie wykorzystamy szybko naszych możliwości, to nie wykorzystamy ich nigdy. Ja mogę, potrafię i wiem, co zrobić. Od kilku lat staram się o zorganizowanie planu Marshalla nowej generacji dla Europy Środkowej i Wschodniej. Mój głos jako osoby prywatnej niewiele znaczy, jednak z prezydenckiego fotela mógłbym to zrealizować. Jeżeli więc chodzi o prezydenturę: nie chcę, nie muszę, ale mogę.
Więcej możesz przeczytać w 23/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.