Koniec fikcji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zapłacimy słony rachunek za nieroztropne planowanie budżetu i przyjmowanie zaniżonego wskaźnika inflacji

- Najwyższy od dwóch lat wskaźnik inflacji zawdzięczamy przynajmniej jednemu czynnikowi obiektywnemu - wzrostowi cen paliw. Obecnie baryłka ropy kosztuje aż 32 dolary. Pociąga to za sobą podrożenie innych surowców energetycznych oraz energii w ogóle. Do wzrostu cen, szczególnie żywności, przy-czynia się też nieurodzaj w rolnictwie. W poprzednich latach żywność w okresie wakacyjnym zawsze taniała, co korzystnie wpływało na wskaźnik średniorocznej inflacji.

Trudno jest dziś przewidzieć rozwój sytuacji na światowym rynku paliw, a poza tym i tak nie mamy żadnego wpływu na ceny ropy. Rząd może natomiast skutecznie oddziaływać na politykę rolną. Głośne dziś chłopskie lobby zdaje sobie chyba sprawę z tego, że rolnicy zbiorą w tym roku z pól znacznie mniej niż w latach ubiegłych. Import zbóż i produktów rolnych, niezbędnych do zaspokojenia potrzeb konsumpcyjnych, wydaje się nieunikniony. Wysoka inflacja godzi przecież i w producentów rolnych - rosną bowiem ich koszty produkcji. Dlatego konieczna jest przemyślana interwencja państwa.
Po raz kolejny obserwujemy smutne zjawisko: założenia budżetu przyjęto na podstawie nietrafnych prognoz, a z tym wiąże się nieskuteczna polityka ograniczania inflacji, formułowana przez Narodowy Bank Polski i Radę Polityki Pieniężnej. Bardzo mnie dziwi zaskoczenie członków rady tym, że inflacja rośnie; przecież wszystkie wskaźniki ekonomiczne pokazywały, że proces ten jest nieunikniony. Szczerze mówiąc, od pewnego czasu straciłem zaufanie do prognoz i wskaźników ogłaszanych przez te instytucje. Zastanawiam się też, jaką rolę odgrywa obecnie Rządowe Centrum Studiów Strategicznych, które powinno wspomagać rząd w sferze planowania strategicznego.
Największym zagrożeniem jest to, że w naszym budżecie wszelkie transfery na cele społeczne są uzależnione od stopy inflacji, czyli dzisiejszy jej poziom mocno skomplikuje przyszłoroczny budżet. Wypłaty na cele społeczne są bowiem sztywne i stanowią w tegorocznym budżecie ok. 50 proc. ogółu wydatków, a w przyszłorocznym może to być aż 60 proc. To z kolei oznacza konieczność wskazywania obszarów, w których będzie można redukować wydatki.
Wszyscy zapłacimy więc słony rachunek za nieroztropną politykę planowania budżetu i przyjmowanie zaniżonego wskaźnika inflacji. Jeden z ekonomistów nazwał tego rodzaju politykę "zamiataniem śmieci pod dywan". Wcześniej czy później dywan trzeba jednak podnieść i porządnie posprzątać. Obawiam się, że gruntowne sprzątanie nastąpi dopiero przy okazji planowania budżetu na rok 2002.
W drugiej połowie roku czeka nas jeszcze realizacja ustaleń wynikających z zapisów budżetowych, a dotyczących wzrostu akcyzy na paliwa i niektóre używki. To także będzie miało negatywny wpływ na poziom cen. Obawiam się, że cele inflacyjne wyznaczone przez NBP i ustawę budżetową nie zostaną osiągnięte, a ceny wzrosną o ponad 10 proc.
Więcej możesz przeczytać w 35/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.