Olimpijskie mity

Olimpijskie mity

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zasady amatorstwa, ideały fair play, porozumienia między narodami i pokoju olimpijskiego były starożytnym Grekom obce
Pogląd, że starożytni walczyli w igrzyskach o błogosławieństwo Zeusa i gałązkę oliwną, głoszą na ogół, poza autorami moralizujących bajeczek dla dzieci, kompletni ignoranci. Filostrat, jeden z pierwszych sprawozdawców sportowych w dziejach, pięknie opisał finał olimpijskich zawodów w zapasach podczas igrzysk w połowie VII wieku przed Chrystusem. Przeciwnik dwukrotnego triumfatora igrzysk, Arrhichiona, założył mu osławiony chwyt dusiciela: wparł mu kolano w podbrzusze i równocześnie wcisnął łokieć w krtań. Arrhichion charczał i tracił przytomność. Publiczność szalała - pisze Filostrat - jedni wznosili ręce w górę ze wzburzenia, inni darli na sobie szaty, jeszcze inni skakali do góry, niektórzy zaczęli walczyć ze swoimi sąsiadami. Arrhichion w ostatnim przebłysku przytomności schwycił stopę swojego przeciwnika i ścisnął ją tak mocno, że potrzaskał mu palce. Dusiciel, nie mogąc wytrzymać bólu, poddał się. W tym samym jednak momencie zduszony Arrhichion wyzionął ducha. Powstał problem, kto zwyciężył. Hellanodikowie, ówczesne jury d’appel, po dłuższych naradach zdecydowali, że zwyciężył Arrhichion, ponieważ zmusił swego przeciwnika do poddania się. Zwłoki udekorowano wieńcem, protesty pozostałego przy życiu finalisty były nieskuteczne. Dodatkowo ukarała go historia: nazwisko nie przetrwało do naszych czasów. Ze szlachetną rywalizacją nie miała ta walka nic wspólnego, a ówcześni kibice nie różnili się wiele od kibiców futbolu brytyjskiego lub Legii Warszawa.
Zasady amatorstwa, ideały fair play, porozumienia między narodami i pokoju olimpijskiego były starożytnym Grekom całkowicie obce i zostały im przypisane post factum przez ideologów olimpijskich. Sport i polityka były w Olimpii z sobą związane, zwycięstwa często kupowano za duże pieniądze, kwitło przekupstwo, korupcja i wszelkiego rodzaju oszustwa, na igrzyskach byli zabici i ciężko ranni.
Już sam mit o powstaniu igrzysk olimpijskich jest historią podstępu, oszustwa i przemocy. Pierwsze zawody sportowe w Olimpii zorganizował król Dinomaos, który obiecał oddać rękę swojej córki Hippodamei temu, kto pokona go w wyścigu rydwanów. Propozycja była oszustwem, Dinomaosa nie można było bowiem pokonać - jego konie pochodziły z hodowli boga wojny Aresa (Marsa) i żadne inne nie mogły się z nim mierzyć. Toteż król zawsze doganiał konkurenta, a ponieważ samo zwycięstwo go nie satysfakcjonowało, przebijał pokonanego lancą. Pelops, syn Tantala, był czternastym z kolei zawodnikiem, który przyjął królewskie wyzwanie. On jednak wiedział, jak prawdziwy sportowiec może sobie zapewnić wygraną: przekupił woźnicę Dinomaosa, który rozluźnił mocowanie kół w rydwanie króla. W czasie wyścigu Dinomaos wypadł z rydwanu, Pelops go dobił, ożenił się z córką zabitego i ufundował igrzyska olimpijskie.
Tę opowieść znali starożytni sportowcy i odpowiednio do jej przesłania postępowali. Mit, uwieczniony zresztą w płaskorzeźbach świątyni Zeusa w Olimpii, najpełniej zrealizował zawodnik, któremu jako jedynemu w historii udała się sztuka niezwykła - wygrał antycznego wielkiego szlema, zwyciężając we wszystkich czterech największych igrzyskach panhelleńskich: w Olimpii, Delfach, Nemei i na Istmie. Niezależnie od tego, czy występował w biegu, zapasach, walce na pięści, rzucie oszczepem, wyścigach rydwanów lub biegu w pełnym uzbrojeniu, nieznany przedtem na arenach sportowych amator pokonywał wszystkich. Sława zwycięzcy potrzebna była tym, którzy go finansowali - mogli dzięki niemu realizować swe polityczne cele. W ojczyźnie zwycięzcy wystawiano mu na centralnych placach pomniki, poeci pisali o nim ody, państwo nagradzało zadaniami w służbie dyplomatycznej lub urzędem politycznym. To, że sportowiec nie miał odpowiednich kwalifikacji, nikomu nie przeszkadzało - był kupiony, sterowany. I był idolem ludu. Nad ludem panował, uspokajał jego wrzenie.
W świecie antycznym przez stulecia wzorem sportowca był Milon z Krotonu, który w VI wieku przed Chrystusem wygrał sześciokrotnie igrzyska olimpijskie, siedmiokrotnie pytyjskie, dziesięciokrotnie istmijskie i dziewięciokrotnie nemejskie. Pozostawał nie pokonany przez 30 lat i zrobił wspaniałą karierę. Traktowany na równi z arystokratami, nie tylko wydał córkę za mąż za sławnego lekarza, ale jeszcze wziął za ten zaszczyt pieniądze. Poza areną jego największym wyczynem była sztuczka, którą pokazywał na ucztach: obwiązywał sobie głowę struną z baranich kiszek i zrywał ją, napinając żyły na skroniach. Milon z Krotonu był pierwszym sportowcem, który wywołał niechęć intelektualistów i ich pogardę dla sportu. Jeszcze 500 lat po śmierci Milona Cyceron podawał go jako przykład głupoty sportowców, powołując się na Arystotelesa, u którego Milon występuje jako głupkowaty obżartuch.
Tak też było - smukłe, umięśnione sylwetki na greckich wazach są estetyczną idealizacją. Filostrat opisuje zapaśników przed walką jako tłuste, brzuchate góry mięsa, "wypchane do pełna jak egipskie worki z mąką" i rozgłośnie bekające. Sławny lekarz Galeo tak opisał przebieg obozu treningowego olimpijczyków: jedzenie, picie, sen, wypróżnianie i tarzanie się w prochu i gnoju.
Oczywiście, byli też piękni, smukli młodzieńcy jak na greckich fryzach, startujący w biegach, ale cieszyli się oni dość osobliwą popularnością. W Olimpii biegom przyglądali się z reguły "kochający inaczej", dla których obok oglądania nagich zawodników szczególną podnietę stanowił obyczaj chłostania ich za wykroczenia przeciwko regułom. Na przykład każdy falstart karany był chłostą, co publiczność przyjmowała większym aplauzem niż same zawody.
A kaperownictwo? W roku 468 przed Chrystusem tyran Syrakuz, Gelon, przekupił dwukrotnego zwycięzcę igrzysk w Olimpii, Astylosa z Krotonu. Cztery lata później Astylos wygrał igrzyska dla Syrakuz. Igrzyska w Olimpii organizowano od roku 776 przed Chrystusem do roku 393 po Chrystusie. Być może gdyby igrzyska zgasły wcześniej, ich legenda nie przetrwałaby do naszych czasów. W I wieku przed Chrystusem uratował je bogaty mecenas, zapisując Elidzie, w której leży Olimpia, suty legat. Ten dobroczyńca i miłośnik sportu nazywał się Herod, był królem Judei i przeszedł do historii jako organizator rzezi niewiniątek...
Ktoś może powiedzieć, że pomysłodawca współczesnych igrzysk, baron Pierre de Coubertin, pobrał ze starożytności to, co najszlachetniejsze, a my doprowadziliśmy do wynaturzeń w sporcie. Otóż każde dziecko - dzięki ruchowi olimpijskiemu - wie, że odległość pomiędzy polem bitwy pod Maratonem a rynkiem w Atenach to 41 kilometrów i 192 metry. Bo tyle wynosi trasa biegu maratońskiego. Tymczasem z Maratonu do Aten jest ledwie... 39 kilometrów. Podczas IV Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 1908 r. Pierre de Coubertin zdecydował, że biegacze muszą przemierzyć o ponad dwa kilometry więcej. Tylko po to, by rodzina królewska mogła wygodnie obejrzeć bieg z okien pałacu Windsor, nie fatygując się na ulicę i nie mieszając z gminem.
Z okazji igrzysk uporczywie cytuje się sformułowanie Juwenalisa "panem et circenses" (chleba i igrzysk) jako opis niezmiennej od starożytności kondycji społeczeństwa, które nie pragnie niczego ponadto. Tymczasem Juwenalis był satyrykiem; o chlebie i igrzyskach (cyrkowych) pisał jako o dwóch jedynych rzeczach, których lud rzymski w czasach cesarstwa, po utracie wszystkich praw politycznych, "lękliwie sobie życzył".
Tak było naprawdę z igrzyskami w starożytności i początkach ery nowożytnej. Jeśli przedstawia się je nam inaczej, to nie tylko z niewiedzy, ale również żeby nas umoralnić i uszlachetnić. Za wszelką cenę, także rozmijając się z prawdą.

Więcej możesz przeczytać w 37/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.