– Kobiety mimo wszystko wcale łatwiej w tej polityce nie mają, ale są bardziej odpowiedzialne i zdeterminowane – stwierdziła Kopacz. – Tu zaskoczę panów, nie zabrzmi to pewnie jak głos feministki, bo nią nie jestem, ale zabrzmi jak głos kobiety, która wie, że w polityce łatwo nie jest, bo tam trzeba mieć grubą skórę. Jedno co mogę powiedzieć – odpowiedzialność, którą my przyjmujemy na swoje barki, traktujemy, śmiertelnie poważnie – podkreśliła była premier. – Wtedy niekiedy doba jest za krótka, bo staramy się wypełnić te obowiązki, które na nas spoczywają – wyjaśniła Kopacz. Pytana o to, czy uważa, że w podobny sposób do swojej misji podchodzi obecna premier, stwierdziła, że tak właśnie jest.
"Wiem, że musi ciężko pracować"
– Ja zwykle mówię o pani premier z wielką sympatią, bo wiem, jak ciężko pracowałam przez te 14 miesięcy i wiem, że ona również musi ciężko pracować, sprawując tę funkcję – przekonywała była premier. Jak dodała, jej następczyni "w sposób szczególny nie jest łatwo, bo zarzuca jej się to, że rządzi nie premier, a szef partii". Przypomniała, że była w podobnej sytuacji, gdy po objęciu przez nią teki premiera sugerowano, że konsultuje się telefonicznie z Donaldem Tuskiem. Dodała, że nie miała na to czasu, podobnie jak pewnie obecna premier.
– Jest mi trochę przykro w jej imieniu, pewnie niepotrzebnie, bo potrafi sama artykułować swoje odczucia, ale dość głośne było to, że podjechała na Nowogrodzką (tam znajduje się siedziba PiS - red.), a prezes Kaczyński miał dla niej tylko 6 minut – powiedziała. Ewa Kopacz zaznaczyła, że premier staje przed wieloma trudnymi decyzjami i czasem "czeka na dobre lub eksperckie słowo". Jej zadaniem w ciągu sześciu minut można zapytać o samopoczucie.