Niemal natychmiast po wynikach głosowania zalały nas informacje, że giełda leci w dół, ratingi spadają, funt się osłabia, a rynki finansowe szaleją. Zabrzmiało to rzeczywiście apokaliptycznie jakby walił się świat. Tymczasem są to informacje, które interesują tylko wąską grupę inwestorów. Giełda i tzw. rynki finansowe to nie jest prawdziwa gospodarka, a jedynie wsparcie dla produkcji, handlu i usług. Ale niewydarzeni publicyści oraz eksperci od siedmiu boleści będą mogli pobełkotać w telewizorku o konwergencji, derywatach, ratingach, kapitalizacji, analizie technicznej i tak dalej.
Szkoda na to czasu. Co innego jest ważne.
Sam pomysł wspólnej Europy jest wspaniały. W założeniu, nota bene w duchu dzieł Adama Smitha, miał to być obszar nieskrępowanej działalności gospodarczej – wolny od ceł, pozwalający podjąć pracę czy założyć biznes w dowolnej części Europy przez każdego oraz umożliwiający konkurencję nie tylko firm, ale też poszczególnych systemów podatkowych.
To był projekt gospodarczy, który mógł uczynić z Europy światową potęgę. Jednak został przekształcony w ideologiczny konstrukt oparty na zniewoleniu i absurdzie, całkowicie oderwany od problemów ludzi i od ich opinii. W efekcie doszło do tego, że nas, Polaków, jakiś Timmermans poucza na temat demokracji, choć i on, i cała reszta tych Junckersów i Tusków pochodzi z nadania kolesiów, a nie z woli ludu.
Sądząc po tym, z jaką szybkością i łatwością w dzień po referendum Junckers zażądał od Wielkiej Brytanii wycofania się z Unii Europejskiej, zresztą wbrew ustalonym procedurom, można śmiało powiedzieć, że stoimy w obliczu planu demontażu Unii Europejskiej, któremu to planowi przewodzi Junkcers, Schulz, Tusk i Merkel. To, co obserwujemy od miesięcy, na przykład akcję z przyjmowaniem "imigrantów", jest planowym działaniem zmierzającym do rozbicia Europy. Nie Unii Europejskiej, bo to w końcu twór sztuczny, któremu można nadać dowolne oblicze, lecz Europy rozumianej jako wspólnota. Wspólnota oparta na dość trudnej historii, ale też na silnym fundamencie wyrastającym z tradycji rzymskiej, greckiej i chrześcijańskiej, a także na rozwoju myśli gospodarczej, filozoficznej i społecznej.
To Europa stworzyła świat, jaki znamy, a przynajmniej jego cywilizowaną część. Teraz Europa jest niszczona przez wszechwładną biurokrację, antagonizowanie ludzi (obojętnie, czy chodzi o religię, czy orientację seksualną) oraz knebel poprawności politycznej, a ostatnio jest popychana ku wojnie. Te zjawiska nie mają charakteru kataklizmu przyrodniczego, lecz stanowią świadome działanie człowieka, mają zatem inspiratorów i instruktorów. Ale raczej nie w Brukseli, bo chyba nikt nie wierzy w to, że ludzie pokroju Martina Schulza są w stanie sami coś wymyślić. Ktoś, kto od młodzieńczych lat jest neobolszewikiem i kto wychowywał się w domu niemieckich agresorów (i dziadek, i ojciec, dzielnie walczyli za Rzeszę), ma wpisaną w geny służalczość wobec silniejszego i pogardę wobec wolnych ludzi.
Zbliżają się bardzo ciężkie czasy, do których doprowadzili figuranci z Brukseli, a które to czasy mogą się skończyć krwawą łaźnią z udziałem Europy i Rosji. Wielka Brytania, jedyny prawdziwy sojusznik USA w Europie, już to wie i już przygotowuje się do uszczelnienia granic. Brexit to nie jest sygnał ostrzegawczy dla Brukseli, bo tam zasiadają bezwolne kukiełki. I gdyby Unia chciała zapobiec Brexitowi, mielibyśmy cud nad urną na miarę cudu w austriackich wyborach w maju 2016. Brexit to sygnał dla nas: zmienia się układ sił w Europie. I jest to zmiana niekorzystna.
Polska, z uwagi na położenie na styku Wschodu i Zachodu, może odegrać w tej nowej układance kluczową rolę, o ile rządzący przestaną się pławić w samozachwycie i karmić neobolszewickimi wizjami. Tylko od naszego rządu zależy, czy będzie to rola ofiary, czy rola suwerenna. Dlatego program na dziś to gospodarka i armia. Na dziś, na najbliższe 15 lat, na zawsze.