Brexit nie jest żadnym wybrykiem Anglików. Ich kraj rozwijał się i rozrósł do rozmiarów globalnego imperium właśnie na przekór kontynentalnej Europie.
Z pozoru wybory Brytyjczyków, odrzucających dogmat o świętości europejskiej integracji wydają się absurdalne i przeczące zdrowemu rozsądkowi. Przecież kraj tak ważny dla rozwoju Europy, związany z nim politycznie, gospodarczo i historycznie, nie powinien stawać okoniem wobec nieuchronnych, wydawałoby się, procesów. A jednak to są tylko kontynentalne mrzonki. Wyspy Brytyjskie zawsze rozwijały się obok i jakby na przekór Europie. Ich mieszkańcy od stuleci budowali swoją tożsamość na oporze wobec wpływów przybyszów z kontynentu, których ideologiczne i polityczne fanaberie były zawsze uważane za pozbawione sensu i podstaw zdrowego rozsądku. Albion historycznie uważany jest za twór osobny, współpracujący z Europą, ale nigdy nieutożsamiający się z jej lękami i nadziejami. To specyficzne nastawienie najlepiej oddaje nagłówek pewnej brytyjskiej gazety, która w latach 30. miała ogłosić: „Mgła na kanale La Manche, kontynent odcięty”. Nawet jeśli jest to anegdota, dobrze oddaje historyczny kierunek myślenia Brytyjczyków, uważających swoje peryferyjne z punktu widzenia reszty Europy wyspy za pępek świata.
Gwałciciele z Europy
Dzieje angielskiej eurofobii zaczynają się jeszcze przed narodzinami Chrystusa, gdy Juliusz Cezar wysłał swoje legiony na podbój Brytanii. Dziś Brytyjczycy są dumni z tamtych śródziemnomorskich wpływów i pielęgnują zabytki do dziś odkrywane w różnych częściach Anglii, ale to nie wspaniałe wille rzymskich patrycjuszy tworzą narodowe mity założycielskie. Centralną postacią jest niejaka Boudika, żona sprzymierzonego z Rzymem władcy, który tak zadłużył się u Seneki, że musiał zastawić Rzymowi swoje państwo, licząc, że imperium zajmie się jego żoną i córkami. Niestety, przybysze z kontynentu po jego śmierci skonfiskowali majątek Boudiki i zgwałcili jej dwie córki, uniemożliwiając im wyjście za mąż i urodzenie spadkobierców tronu. Wściekła królowa wznieciła powstanie, które omal nie zmiotło panowania rzymskiego w Brytanii. Ostatecznie musiała jednak ulec potędze legionów rzymskich. Tacyt zanotował, że zbuntowana królowa wraz z córkami popełniła samobójstwo, na zawsze przechodząc do panteonu brytyjskich bohaterów narodowych.
Tradycja oporu wobec inwazji z kontynentu nigdy nie umarła. Tysiąc lat później Wilhelm Zdobywca zmiótł słabe państwo anglosaskie, narzucając wyspiarzom władzę, którą przeszła do historii pod nazwą jarzma normańskiego. Opór stawiały mu tak legendarne postacie, jak Robin Hood, arystokrata pozbawiony praw do swojej ziemi i tytułów przez normańskich wielmożów, wysługujących się obcym władcom. Jeszcze w XVII w. historycy odnajdywali ślady starych saksońskich tradycji, które miały przetrwać lata obcego panowania. Unikalność Anglii i jej oderwanie od kontynentu stały się jednym z fundamentów tożsamości narodowej kraju, jakby na przekór temu, że jego nazwa wywodzi się od germańskiego plemienia Anglów, którzy wraz z Saksonami i Jutami najechali Wyspy w V w. n.e.
Obce dynastie
Te pretensje do suwerenności, roztrząsane także przy okazji ostatniego unijnego referendum, są oczywiście wielce dyskusyjne. Przecież Anglia przez większość swojej historii rządzona była przez obce dynastie. Włączając w to panującą obecnie dynastię Windsorów, którzy są Niemcami z pochodzenia, wywodzącymi się od króla Jerzego I, elektora hanowerskiego. To właśnie niemieccy władcy przewodzili rozrastającemu się w zawrotnym tempie imperium, tworząc nową brytyjską tożsamość, obejmującą Anglików, Szkotów, Walijczyków i ulsterskich protestantów. Wcześniej wyspy były podzielone. Pod koniec średniowiecza Anglia uważana była w Europie za mało istotnego wasala Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, a Szkoci za jeszcze mniej ważnych klientów Francji. Potem Europa odbijała się Anglii czkawką wojny stuletniej. To, co z perspektywy Europy było brutalnym podbojem Francji, dla Anglików było rozpaczliwą i ostatnią w dziejach na taką skalę próbą zakotwiczenia się na kontynencie. Ten wczesny eksperyment z integracją Wysp z kontynentem wyniszczył kraj, spychając go w otchłań wojny domowej, z której wyłoniła się wreszcie rdzennie angielska dynastia Tudorów. Jej wybitny przedstawiciel Henryk VIII wypowiedział posłuszeństwo papiestwu, tworząc kościół anglikański, a jego córka Elżbieta I stawiła czoło kolejnej obcej inwazji, tym razem z Hiszpanii. Jej zwycięstwo nad Wielką Armadą Filipa II uczczono m.in. masakrą katolickich księży na Wyspach, topionych żywcem i wieszanych jako zdrajców i szpiegów katolickiego króla Hiszpanii. Dyskryminacja katolickiego kleru, uważanego za narzędzie kontynentalnych wpływów Hiszpanii, Francji i Watykanu, trwała przez wiele stuleci. Dopiero w 1829 r. katolikom pozwolono zasiadać w parlamencie, ale prawo do zatrudniania się w szkołach i na uniwersytetach, a także do pokazywania się księży w sutannach na ulicy zyskali dopiero pod koniec XIX w. Elżbieta wdała się co prawda w konflikt z Filipem, bo sponsorowała piratów zagrażających bezpieczeństwu szlaków handlowych hiszpańskiego imperium kolonialnego, ale w historii zapisała się jako królowa dziewica, broniąca niepokalanej Anglii przed obcą interwencją.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.