Szefowa wojewódzkiego ONR-u stanie przed sądem za mowę nienawiści. Liczy na pomoc Ziobry

Szefowa wojewódzkiego ONR-u stanie przed sądem za mowę nienawiści. Liczy na pomoc Ziobry

Dodano:   /  Zmieniono: 
Justyna H. na manifestacji ONR
Justyna H. na manifestacji ONR Źródło: Newspix.pl / MARCIN ROZPEDOWSKI / FOTONEWS
Za swoje zachowanie podczas manifestacji "w obronie chrześcijańskiej Europy" szefowa dolnośląskiego ONR stanie przed sądem. Zdaniem prokuratury nawoływała do nienawiści wobec muzułmanów i czarnoskórych - podaje "Gazeta Wyborcza".

Sprawa dotyczy manifestacji z 27 września 2015 roku. Chodzi o zdania, jakie Justyna H. z Obozu Narodowo-Radykalnego kierowała do Wrocławian przez megafon. – Oni uważają, że białe kobiety niemuzułmańskie trzeba gwałcić. Biała Europa zmierza ku upadkowi. Rządzą nami żydowscy imperialiści, a przybysze wyrżną nas wszystkich w pień. Przyjdą po dzieci, staruszki i wszyscy będziemy bez głów! Nie pozwolimy, by islamskie ścierwo zniszczyło naród polski! – krzyczała.

"Jednoznaczne" dowody

Po demonstracji do prokuratury napłynęło zawiadomienia o nawoływaniu do nienawiści na tle rasowym i religijnym. Według informacji "Gazety Wyborczej" wnioski składali zarówno mieszkańcy miasta, jak i funkcjonariusze policji. – Podczas wygłaszanej przemowy szerzyła wrogość do muzułmanów z uwagi na przynależność wyznaniową oraz osób czarnoskórych z uwagi na ich przynależność rasową – informowała rzecznik prokuratury Małgorzata Klaus.

– Jej przemówienie wzbudzać miało uczucia niechęci, złości, czy wręcz wrogości. Zgromadzony materiał dowodowy jednoznacznie wskazuje, że swym zachowaniem zrealizowała znamiona zarzucanego jej czynu – dodawała.

Ziobro pomoże?

Justyna H. nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. Za pośrednictwem swojego konta na Facebooku poprosiła o wstawiennictwo Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobrę. W swoim poście napisała, że jest "ciągana do odpowiedzialności karnej z powodu stwierdzania powszechnie znanych faktów na temat fundamentalnego islamu". Minister Ziobro jak dotąd nie odniósł się do całej sprawy.

Źródło: Gazeta Wyborcza