– To mnie powierzono misję udania się do Moskwy po to, żeby towarzyszyć w drodze do Polski trumnie z ciałem pierwszej damy, pani prezydentowej Marii Kaczyńskiej – opowiadał Andrzej Duda i dodał, że jego misja polegała na tym, żeby „dopilnować, aby wszystko odbyło się w sposób godny, tak, jak na to zasługiwała pierwsza dama”.
– Marka już wtedy nie było. Nie mógł tej misji wykonać – mówił prezydent o Marku Uleryku, funkcjonariuszu Biura Ochrony Rządu, który zginął w katastrofie smoleńskiej. – Ale ja mam takie poczucie, że dopełniłem tego za niego – dodał prezydent, który z trudem hamował łzy. Zgromadzeni w tym miejscu przerwali mu brawami. – I w tym sensie, w jakimś stopniu, stałem się jego towarzyszem broni – zakończył Duda.
Katastrofa smoleńska
W katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku zginęło 96 najważniejszych osób w państwie, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych wraz z szefem Sztabu Generalnego gen. Franciszkiem Gągorem. Na pokładzie znajdowała się także liczna reprezentacja Sejmu i Senatu oraz urzędnicy Kancelarii Prezydenta.