Zgodnie z obowiązującym w Szwecji prawem, aborcji można dokonać przed 18. tygodniem ciąży. Szwedka, która zgłosiła się do szpitala w Gällivare na północy, zgłosiła się przed tym terminem i otrzymała tabletki poronne.
Szpital jednak nie poinformował kobiety, że ta, po przyjęciu tabletek, musi wrócić do placówki, by sprawdzić, czy aborcja się powiodła. Podczas kolejnej wizyty w szpitalu, okazało się, że kobieta nadal jest w ciąży. Wówczas była już w 21. tygodniu ciąży i jej lekarz musiał poprosić o zgodę na aborcję od szwedzkiej Narodowej Rady Zdrowia i Spraw Społecznych.
Jak opisuje szwedzki regionalny dziennik "NSD", lekarz taką zgodę otrzymał, ale organizm kobiety nie reagował na podawanie kolejnych tabletek poronnych. Dlatego też Szwedka musiała urodzić 23-tygodniowy płód, a podczas porodu lekarze musieli użyć pompy ssącej.
Według lekarzy, którzy poinformowali o całej sprawie, płód był żywy przez jeszcze 20 minut.
Lokalne władze wskazują na błędy szpitala, w ich ocenie prowadzenie całej sprawy było "niebezpieczne dla pacjentki". Zaapelowały do szpitala, by ten zreorganizował swoje procedury w takich sytuacjach.