Protest składa się z dwóch części: ogólnopolskiej akcji absencyjnej (urlopy na żądanie, dzień wolny na dziecko, dzień wolny za oddanie krwi, inne legalne formy nieobecności w pracy i na uczelni) oraz działań realizowanych lokalnie, w różnych miastach, przez grupy kobiet. – Dzisiaj mówimy, że chcemy pokazać rządzącym, jak bardzo ważnie opiera się gospodarka na kobietach – wyjasniła Barbara Nowacka.
Jak wyjasniła była kandydatka na prezydenta, zgłoszony przez komitet "Stop Aborcji" to "ustawa powodująca, że kobiety są cały czas pod podejrzeniami". – Jeśli trafią na przykład sędziego wychowanka Ordo Iuris, mogą pójść na pięć lat do więzienia za to, że im się zdarzyło poronić – tłumaczyła Nowacka.
Polityk wyjasniła, że sukcesem manifestacji jest to, że "Polki i Polacy rozmawiają o prawach reprodukcyjnych, dzieje się bardzo dużo". – Ja rozumiem, że dzisiaj sukcesem dla wszystkich jest żeby powiedzieć, że było ćwierć miliona osób na marszach. Otóż nie, sukcesem jest to, że coraz więcej Polek i Polaków rozmawia o prawach reprodukcyjnych i wie, że nie da sobie zrobić takiego draństwa, jakie proponuje Sejm, procedując ustawę Ordo Iuris – dodała.
Czytaj też:
Waszczykowski o Czarnym Proteście: No niech się bawiąCzytaj też:
Chodzi nie tylko o aborcję. "Coś pękło i kobiety ze swoimi postulatami wyszły na ulice"