We wtorek wieczorem w Farmville, w stanie Wirginia odbyła się debata kandydatów na wiceprezydentów USA, w której udział wzięli Tim Kaine z Partii Demokratycznej oraz Mike Pence z Partii Republikańskiej. Obaj politycy przez półtorej godziny odpowiadali na pytania dziennikarki telewizji CBS, Elaine Quijano. W amerykańskim systemie politycznym wiceprezydent obejmuje rządy w Białym Domu w wypadku śmierci lub rezygnacji prezydenta przez upływem kadencji. Kandydaci na tę funkcję muszą więc udowodnić wyborcom, że są gotowi na tego typu rozwiązanie.
Tim Kaine i Mike Pence od samego początku debaty bardziej niż na sobie, skupiali się na kandydatach na prezydenta: Donaldzie Trumpie i Hillary Clinton. Politolodzy podkreślają jednak, że to spotkanie było znacznie spokojniejsze, niż wcześniejsza debata pomiędzy kandydatami na prezydenta. Politycy całkiem merytorycznie dyskutowali o podatkach, polityce zagranicznej kraju, kwestiach rasowych, zagrożeniu terrorystycznym i problemie imigracji.
Kandydaci na wiceprezydentów przyjęli skrajnie odmienne strategie: Pence podobnie jak Trump starał się utwierdzić Amerykanów, że w kraju źle się dzieje, państwo jest słabe, szaleje kryzys, a niebezpieczeństwo wlewa się przez nieszczelne granice. Kaine z kolei podkreślał sukcesy USA za kadencji wywodzącego się z Partii Demokratycznej Obamy, wskazując na zwiększanie się miejsc pracy i zaawansowany proces wycofywania żołnierzy z Iraku.
Obaj politycy zachowali też argumenty przeciwko prezydenckim kandydatom konkurencyjnej partii. Pence stwierdzał, że Clinton będzie kontynuować nieudolną politykę Baracka Obamy, natomiast Kaine wytykał Trumpowi niepłacony przez lata podatek dochodowy i odmowę ujawnienia zeznań podatkowych. Nie podobało mu się także częste chwalenie Putina przez kandydata Republikanów.
Nie wyłoniono jednoznacznego zwycięzcy debaty. Amerykańscy komentatorzy podkreślali jedynie dobre przygotowanie Kaine`a i kulturalny styl Pence`a.