Była minister uważa, że teza, którą stawia Anna Zalewska mówiąca o tym, że „gimnazja się nie sprawdziły”, jest fałszywa. Joanna Kluzik- Rostkowska podkreśliła, że jest wręcz przeciwnie, o czym mówią eksperci i co wynika z przeprowadzonych na ten temat badań. Powrót do ośmioklasowej szkoły podstawowej Kluzik-Rostkowska nazywa „sentymentalnym powrotem do czasów PRL-u”.
Była minister edukacji narodowej podkreśliła, że reforma Prawa i Sprawiedliwości oznacza skrócenie kształcenia ogólnego o rok. – To, że mamy dziewięć lat, a nie osiem, jest cenne, więc obcięcie tego jednego roku edukacji wspólnej dla wszystkich na pewno nie jest z korzyścią dla dzieci, szczególnie jeżeli chodzi o dzieci ze środowisk trudnych, małych i defaworyzowanych – tłumaczyła. – Po sześciu latach przebywania w małym środowisku następowało przejście do trochę większego. Było to bardzo cenne i w tej chwili my ich tego pozbawiamy – doprecyzowała.
Kluzik-Rostkowska zwróciła uwagę na tłumaczenie minister edukacji Anny Zalewskiej oraz premier Beaty Szydło, które podkreślają, że likwidacja gimnazjów ma uratować etaty nauczycieli. – Jest to dosyć kuriozalne tłumaczenie. Są podstawówki czy licea, w których nie wszyscy nauczyciele mają wystarczającą liczbę godzin, żeby mogli mieć cały etat. Proszę sobie wyobrazić, co robi dyrektor szkoły, kiedy dochodzi mu kilka kolejnych klas. W oczywisty sposób ten dyrektor wpierw dołoży godzin tym nauczycielom, którzy już pracują, a dopiero później będzie sięgał po tych nauczycieli, którzy są poza jego szkołą – mówiła.
Mniej nauczycieli i "pusty" rocznik
Była minister tłumaczyła, że obecnie ponad połowa polskich szkół to zespoły szkolne, tj. szkoła podstawowa połączona z gimnazjum. Zwróciła uwagę, że wydawać mogłoby się, że ze względu na to, że jest jeden dyrektor i jedno grono pedagogiczne, łatwiej jest przeprowadzić tę reformę. – Jednak jak popatrzymy na ten zespół w całości, to ma on dziewięć roczników dzieci - całą podstawówkę plus gimnazjum. Jeśli wracamy do ośmioklasowej szkoły podstawowej, to tych roczników będzie osiem, czyli o jeden rocznik mniej. Czasem to oznacza o jedną klasę mniej, a czasem to oznacza o pięć klas mniej. W każdym razie, jeśli tych roczników będzie osiem a nie dziewięć to będziemy potrzebowali mniej nauczycieli – podkreśliła.
Zwróciła uwagę, że kolejnym problemem jest przez najbliższe lata "pusty" rocznik, z powodu cofnięcia do przedszkola 6-letnich dzieci. – Przez najbliższe lata szkoła podstawowa nie będzie miała ośmiu klas, tylko siedem. Jeżeli mamy zatem zespół szkół i w tym zespole jest dzisiaj dziewięć roczników dzieci, to za chwilę w tym samym budynku, który się zamieni w szkołę podstawową, będzie siedem roczników dzieci, czyli znów potrzebowali będziemy mniej nauczycieli, bo mamy dwa roczniki mniej – tłumaczyła.
Była minister zwróciła uwagę na to, że niepewnie powinni się czuć także nauczyciele szkół podstawowych, ponieważ w przypadku zespołu szkół (podstawówka i gimnazjum) dyrektor będzie wolał, aby z dziećmi pracowali nauczyciele z gimnazjum. Kluzik-Rostkowska podkreśliła, że obecnie w Polsce jest 12,5 tysiąca szkół podstawowych, a reforma PiS zakłada, że będzie ich jeszcze więcej, gdyż minister Zalewska mówi, że gimnazja zostaną zamienione na szkoły podstawowe lub ponadlicealne. – Jeżeli jednak mamy 12,5 tysiąca szkół podstawowych i mamy niż, co oznacza, że potrzebujemy mniej szkół i nauczycieli, to jak receptą na niż może być sytuacja, w której my docelowo możemy mieć o 50 procent więcej szkół podstawowych? – pytała Kluzik-Rostkowska.
"Eksperci nie mają czasu"
Kolejnym aspektem zdaniem byłej minister edukacji, jest to, że na korytarzach szkolnych w 2019 roku spotkają się dwa roczniki dzieci - te, które w tym roku poszły do pierwszej gimnazjum i te, które w tej chwili są w szóstej klasie szkoły podstawowej. Będzie zatem występował problem dostępności sal lekcyjnych dla dzieci, ponieważ startowało będzie do szkół ponadgimnazjalnych nie 350 tysięcy dzieci, a 750 tysięcy. – Jeszcze w dodatku, jeżeli komuś powinie się noga w trzeciej klasie gimnazjum i będzie on musiał zostać na następny rok, to zostanie cofnięty do klasy podstawowej – tłumaczyła.
Była minister edukacji mówiła ponadto, że do połowy października nie było zespołu ekspertów, a oczekuje się, że do końca listopada napisane będą podstawy programowe. – Nie można pisać podstawy programowej do klasy siódmej, nie mając zdefiniowanego co ma być w klasie piątej i klasie szóstej – doprecyzowała. – Ci eksperci nie mają czasu tego zdefiniować bo w ogóle nie mają czasu żeby to dobrze napisać – oceniła.
Szkoła XXI wieku
– To wszystko jest niepotrzebne. To jest obok tego, co w edukacji trzeba zrobić. Szkoła XXI wieku musi być inną szkołą niż ta, którą ja pamiętam z XX wieku. Ja rozumiem ten sentyment bo największymi przeciwnikami gimnazjów są ci, którzy w życiu do nich nie chodzili – stwierdziła była minister. – Szkoła zawsze musi opierać się na uczeniu, ale w XXI wieku ważne są tzw. umiejętności miękkie, na które nigdy nie kładziono tak wielkiego nacisku, jak w tej chwili. Jeżeli chcemy mieć innowacyjne, nowoczesne społeczeństwo i chcemy żeby ludzie byli przedsiębiorczy, to musimy ich uczyć podejmowania ryzyka, musimy umieć im pomóc w tym, żeby potrafili wyciągać wnioski z tych błędów, które popełnią. Szkoła jest właśnie tym miejscem, w którym powinno się pozwolić na ich popełnianie błędów – podkreśliła Kluzik-Rostkowska.