Jakiś czas temu były rzecznik SLD Tomasz Kalita poinformował na swoim profilu na Facebooku, że wykryto u niego glejaka. Polityk zaapelował do władz o legalizację stosowania medycznej marihuany, która mogłaby pomóc w jego leczeniu. W poście, który został umieszczony na profilu polityka możemy przeczytać, że „chciałby on zrobić wszystko co możliwe, aby sobie pomóc, jednak na przeszkodzie stoi obecnie obowiązujące w Polsce prawo”. Chodzi bowiem o możliwość stosowania marihuany w celach medycznych. Zgodnie z prawem tego typu terapię można legalnie stosować m.in. we Włoszech i w Czechach. –Chciałbym, aby państwo polskie dało taki prezent wszystkim chorym, którzy go potrzebują – tłumaczył były polityk lewicy. Jak zaznaczył, „kuriozalna jego zdaniem jest sytuacja, w której olej uśmierzający ból i dający chorym nadzieję musi być zdobywany za granicą lub być kupowany nielegalnie w kraju”.
„Kiedy w szóstej godzinie udało się wejść do gabinetu wizyta trwałą 6 minut”
„Pacjenci nie powiedzą złego słowa o lekarzach z obawy, że tamci się zemszczą. Ale ponieważ u nas zemsta była już dziś, to powiem Wam, jak w Polsce traktuje się chorych na raka. Na wizytę u lekarza czekaliśmy pięć godzin. Pięć! Na korytarzu gdzie temperatura wynosiła około 12 stopni. Tłum gęstniał z minuty na minutę. Lekarka wyszła z gabinetu na półtorej godziny! Oczywiście nic nikomu nie mówiąc. Obrażona na cały świat sekretarka cedzi w końcu przez zęby, że lekarka musiała wrócić na oddział, bo nie został tam ani jeden lekarz, bo wszyscy pojechali na konferencję. Ciekawe jaką, prawda? O logicznym myśleniu czy szacunku dla pacjentów?” – czytamy na profilu żony Tomasza Kality na jednym z portali społecznościowych.
W dalszej części relacji Anna Kalita tłumaczy, że „kiedy w szóstej godzinie udało się wejść do gabinetu wizyta trwałą 6 minut.” „Lekarka nie ma też bloczków, żeby Tomkowi wypisać L4. Kiedy pytam, czy mam zadzwonić i przypomnieć, że jest nam potrzebne, odpowiada: „Nie ma po co. I tak się pani nie dodzwoni”. Po czym cud: dzwoni telefon. I co mówi pani doktor? Że nie ma czasu gadać, bo „tłum rozpędza...” – napisała Anna Kalita.