Kochanowska była gościem programu "W Punkt", gdzie komentowała sprawę ekshumacji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej oraz list, który w tej sprawie wysłała do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry wdowa po pośle Arkadiuszu Rybickim. Prosiła w nim o odstąpienie od ekshumacji ciała jej męża. Gościowi TV Republiki nie spodobało się, że do tego wezwania zaczęli przyłączać się politycy partii opozycyjnych.
Czytaj też:
Wdowa po ofierze katastrofy smoleńskiej nie zgadza się na ekshumację. Pisze do Ziobry
Niepogodzeni
– W czerwcu rodziny miały spotkanie z prokuratorem prowadzącym śledztwo. Ustaliliśmy na prośbę wielu rodzin, że nie będziemy się wypowiadać na temat ekshumacji, że jeżeli muszą się one odbyć, to chcemy by się odbyły przy jak najmniejszym szumie medialnym. Do dziś powstrzymywałam się przed wystąpieniem w tej sprawie, od czerwca do połowy października. Natomiast okazało się, że nie wszyscy uważają, że należy się lojalność w stosunku do zmarłych i do żałobników – mówiła.
– Głupota ludzka, która się produkuje w różnych mediach, kompletnie nie zdając sobie sprawy z realiów, jednym wystarczy sms, a innym kilkaset tomów akt to za mało, żeby pogodzić się z pewnymi rzeczami. Jesteśmy różni, mamy różne pochodzenie, wywodzimy się z różnych tradycji i jesteśmy połączeni tylko tym nieszczęściem. I nawet w tym momencie ani rodziny nie chcą być solidarne, ani politycy nie chcą się zachowywać jak ludzie, tylko zachowują się jak bestie szarpiące ten temat na wszystkie strony. To jest niegodne człowieka – tłumaczyła.
"Skazani na piekło"
Wdowa po Januszu Kochanowskim zaatakowała też konkretnych urzędników państwowych. Jej zdaniem ekshumacji można było uniknąć przy odpowiednim zachowaniu organów. – Jesteśmy ofiarami po raz kolejny. Najpierw zginęli nasi najbliżsi, a teraz przez 6 lat jesteśmy skazani na piekło. Za każdym razem, kiedy będzie mowa o ekshumacjach, będę wymieniać nazwiska, bo znamy osoby, które są za ten stan odpowiedzialne i które powinny były poddać badaniom wszystkie ciała po przywiezieniu ich z Moskwy. Są to prokurator generalny Andrzej Seremet, zastępca prokuratora generalnego i szef prokuratury wojskowej Krzysztof Parulski oraz Ireneusz Szeląg, szef prokuratury okręgowej, która prowadziło śledztwo smoleńskie – wyliczała.
– Oni powinni byli z urzędu i z mocy prawa przeprowadzić badania tuż po przylocie szczątków ofiar do Polski. Nie dopełnili tego obowiązku. Z czasem okazało się, że skutki ich zaniedbań są kolosalne. Gorzej, nie można zakończyć śledztwa, jeżeli szczątki nie zostaną przebadane – dodawała.
Opozycja się boi?
– Politycy dzisiejszej opozycji boją się. Boją się, że okaże się coś nieoczekiwanego i zostaną obciążeni. Politycy mają to do siebie, że plotą różne rzeczy. Należy się uodpornić i nie zwracać na to uwagi, ale takiego poziomu kretynizmu, chamstwa i głupoty, takiego "panświnizmu" dawno nie widziałam, jak przy okazji Smoleńska. Pozwalano sobie absolutnie na wszystko – oceniała.
– Podgrzewanie emocji, budzenie konfliktów, dzielenie rodzin, społeczeństwa. Robią to na bardzo nędznym i prymitywnym poziomie, grając bólem rodzin i nieświadomością społeczeństwa. Dlatego zaczęłam od nazwisk i zawsze będę podkreślać, że to co my przechodzimy teraz, to jest przez niedopełnienie obowiązków i wymogów prawa przez poprzednią ekipę. Oni powinni uderzyć się w piersi i położyć po sobie uszy, a nie zachowywać się w tak arogancki i bezczelny sposób – uważa Kochanowska.
Katastrofa smoleńska
W katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku zginęło 96 najważniejszych osób w państwie, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych wraz z szefem Sztabu Generalnego gen. Franciszkiem Gągorem. Na pokładzie znajdowała się także liczna reprezentacja Sejmu i Senatu oraz urzędnicy Kancelarii Prezydenta.