Decyzja sądu dotyczy wydarzeń z nocy z 17 na 18 grudnia 2015 roku, gdy szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego Piotr Bączek, dyrektor gabinetu szefa MON Bartłomiej Misiewicz w towarzystwie Żandarmerii Wojskowej weszli o godz. 1.30 do siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO. 18 grudnia Misiewicz, wówczas pełnomocnik MON ds. Utworzenia Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO wprowadził płk. Roberta Balę (p.o. dyrektora CEK NATO, 30 grudnia Balę zastąpił, jako pełnoprawny dyrektor Mariusz Marasek) do tymczasowych pomieszczeń CEK. Odwołano wtedy szefów CEK NATO.
Jak ustalili Maciej Duda i Robert Zieliński, dziennikarze śledczy portalu tvn24.pl, sąd nie tylko podważył odwołanie szefów CEK NATO, ale nakazał też prokuraturze wszcząć śledztwo w tej sprawie. Wcześniej Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie – po tej decyzji byli szefowie CEK NATO odwołali się do sądu.
Wątpliwości ws. CEK NATO
28 grudnia Wydział VII Karny Sądu Okręgowego w Warszawie uchylił decyzję prokuratury i zaleciał śledczym poprowadzenie tego dochodzenia. – Sąd w trakcie ustnego uzasadnienia wskazywał prokuraturze sprawdzenie m.in. czy przed odwołaniem szefów Centrum zmieniono umowę między Polską a Słowacją, która dokładnie regulowała tryb zmiany kierownictwa tej jednostki – wymieniał mecenas Antoni Kania-Sieniawski, który reprezentuje byłych szefów CEK NATO.
Z relacji mecenasa wynika też, że sąd zalecił śledczym, by sprawdzili, czy osoby, które w grudniu 2015 roku wkroczyli na teren CEK NATO mieli poświadczenie bezpieczeństwa, czy też dlaczego pracownicy Centrum nie zostali dopuszczeni do swoich pomieszczeń.