W artykule Radosława Grucy znajdujemy liczne wypowiedzi gości białostockiego klubu „WOW”, którzy w piątek 20 stycznia bawili się razem z Bartłomiejem Misiewiczem. Świadkowie opisują, jak rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej podjechał pod lokal luksusowym BMW. Przez całą zabawę towarzyszył mu ubrany na sportowo ochroniarz, którego sam Misiewicz miał przedstawiać jako funkcjonariusza Żandarmerii Wojskowej.
Z przytaczanych przez „Fakt” relacji świadków wynika, że Misiewiczowi wręcz zależało na rozpoznaniu go przez uczestników imprezy. – Osiem czy dziesięć kolejek wszystkim w barze stawiał. Z kieszeni wyciągał setkę za setką, to była straszna wiocha – opisywał Paweł. Ten sam człowiek twierdził też, że rzecznik MON prosił DJ'a o przekazanie przez mikrofon, że jest na imprezie. Miał też usilnie szukać damskiego towarzystwa, co ostatecznie przyczyniło się do wcześniejszego opuszczenia lokalu. Jedna z dziewczyn twierdziła, że proponował jej podczas tańca pracę w MON. – Mówił mi, że ma narzeczoną, ale kocha wszystkie kobiety – opowiadał też Paweł.
Dziennikarza „Faktu” najbardziej poruszył fakt, iż w ferworze zabawy pracownik MON proponował przygodnie spotkanym osobom etat w ministerstwie. – A ty? Chcesz być ministrem obrony terytorialnej w kraju? – miał zagadywać ludzi w palarni. Następnego dnia rano wspólnie z ministrem Antonim Macierewiczem młody rzecznik prasowy pojawił się na uroczystym otwarciu punktu informacyjnego dla kandydatów do służby w Wojskach Obrony Terytorialnej.