W ostatnim czasie na fali emocji i komentarzy po wypadku z udziałem Beaty Szydło, czy wcześniej Antoniego Macierewicza, wiele mówi się w mediach o niebezpiecznych incydentach drogowych, do których dochodzi podczas przejazdów najważniejszych osób w państwie. W minionym tygodniu głośno komentowane było nagranie, na którym widać było przejazd prezydenckiej kolumny w okolicach Żywca.
Sam Andrzej Duda w zeszłym roku był uczestnikiem niebezpiecznej sytuacji na drodze. 4 marca na autostradzie A4 w okolicach Lewina Brzeskiego doszło do incydentu z udziałem prezydenckiej limuzyny. Po tym jak w samochodzie eksplodowała opona, pojazd wpadł w poślizg i dzięki umiejętnościom kierowcy z Biura Ochrony Rządu nie doszło do poważniejszego wypadku.
Po tym jak "Rzeczpospolita" opublikowała artykuł dotyczący zajścia i faktu, iż w samochodzie założono stare opony oraz wykorzystano prezydenckie BMW niezgodnie z praktyką, pracę straciło kilku funkcjonariuszy BOR. W związku ze sprawą prowadzone są dwa śledztwa, a w BOR przeprowadzono wewnętrzne kontrole.
Czytaj też:
Wraca sprawa wypadku prezydenckiej limuzyny. Ktoś skasował komunikat dot. awarii
Na temat zagrożeń związanych z licznymi podróżami jego syna,"Super Express" rozmawiał z ojcem prezydenta. Prof. Jan Tadeusz Duda stwierdził, że w każdej sytuacji może dojść do różnych zdarzeń, a los swojego syna powierza Opatrzności Bożej. – Zawsze jest ryzyko. Wierzę w to, że kierowcy BOR, odpowiednie służby pracują właściwie. Wierzę w ich fachowość – powiedział prof. Duda dla "SE". Na pytanie, czy boi się o syna odpowiedział: – Tak. Zawsze jest ryzyko, że coś może się wydarzyć.