O tym, jak wielką wagę przykładają obecni decydenci do produkcji historycznych, najlepiej świadczy fakt, że już październiku 2015 r., a więc tuż po wygranych wyborach, prominentni działacze PiS zaproponowali zbieranie funduszy na jedną lub nawet dwie wielkie hollywoodzkie produkcje pokazujące polski wkład w I i II wojnę światową. W filmach mieliby wystąpić znani amerykańscy aktorzy, a za kamerą stanąłby Spielberg, Eastwood czy Fincher. Na hurraoptymistycznych zapowiedziach na razie się skończyło, jednak ta wypowiedź wyznaczyła kierunek, w którym poszła część rodzimego kina. I tak w ostatnim czasie do kin zawitały takie produkcje jak „Historia Roja” Jerzego Zalewskiego, „Zerwany kłos” Witolda Ludwiga czy „Wyklęty” Konrada Łęckiego. Żadna z nich nie osiągnęła sukcesu – ani artystycznego, ani frekwencyjnego. Ten ostatni stał się dopiero udziałem nowego serialu TVP „Wojenne dziewczyny”.
Wśród przykładów udanej twórczości, która mówi o historii, warto też zwrócić uwagę na komiks „Bradl”, którego bohaterem jest Kazimierz Leski, uczestnika powstania warszawskiego, działacza podziemia.