Niedzielne wystąpienie Jana Rokity traktuję w kategoriach walki wewnątrzpartyjnej i jednocześnie międzypartyjnej - powiedział politolog.
W wymiarze wewnątrzpartyjnym, wystąpienie Rokity może być jego walką "o uratowanie dziedzictwa swojej ponad rocznej pracy jako szefa gabinetu cieni" - uważa Migalski. Jak przypomniał, ostatnio Donald Tusk wyznaczył jako osobę koordynującą pracę w tym zespole - i przygotowującą konferencję programową Platformy - Bronisława Komorowskiego.
W tym układzie wystąpienie Rokity jest - zdaniem Migalskiego - "wyraźną próbą odebrania należnego mu kawałka 'partyjnego tortu'". "Pokazując ten dorobek (kierowanego przez siebie gabinetu cieni - PAP), Jan Rokita jak gdyby gwarantuje sobie, że w przygotowaniach na konferencję programową będziemy mówili o programie powstałym pod przywództwem jego, a nie Bronisława Komorowskiego" - tłumaczył politolog.
Migalski zwrócił też uwagę, że na zorganizowanej przez Rokitę konferencji nie było 20 tzw. rzeczników - członków gabinetu cieni PO, jak i szefa partii, Donalda Tuska. "Większość rzeczników prawdopodobnie nie przyszłaby na taką konferencję, bojąc się reakcji Tuska. Wiedział to Rokita, organizując konferencję w okrojonym składzie - tak, by splendor, spadający na PO za wypracowanie potężnego dokumentu, spadł na niego, a nie na ludzi Tuska" - tłumaczył politolog.
W opinii eksperta, Rokita stoi przed trzema możliwościami. Jedna to opuszczenie partii i "jakaś forma współpracy z Jarosławem Kaczyńskim". Druga - to założenie własnej inicjatywy politycznej. Oba wyjścia są, z różnych powodów, fatalne - uważa politolog.
"Jan Rokita wybrał trzecią możliwość: pozostania w Platformie i walki o Platformę, o odzyskanie swojej pozycji, walkę z dotychczasową jej marginalizacją" - powiedział ekspert dodając, że "to nie jest łatwe zadanie, ale chyba najmniej złe z tych trzech złych wyjść".
Jednocześnie wystąpienie Rokity Migalski uznał za element walki międzypartyjnej. "Jest to wyraźny ruch Platformy Obywatelskiej w stronę Prawa i Sprawiedliwości oraz wyborców, mający udowodnić, że PO ma program polityczny. PiS zarzucał Platformie brak programu podczas wyborów w 2005 r." - przypomniał politolog. - Dzisiaj mieliśmy wyraźny sygnał dla wyborców, że Platforma ma program, i że jest on poważny - przynajmniej pod względem objętości" (dokumenty, które przedstawił Rokita, liczyły kilkaset stron - PAP).
Drugim obliczem tej międzypartyjnej walki może być, jak sugeruje Migalski, próba obalenia podziału, który pozwolił PiS wygrać wybory parlamentarne i prezydenckie w 2005 r. - podziału na Polskę solidarną i liberalną. "Usiłowaniem Jana Rokity i towarzyszących mu polityków było zasygnalizowanie wyborcom, że można być zarówno za wolnością, jak i za solidarnością" - powiedział.
ab, pap