Do wypadku premier Beaty Szydło doszło 10 lutego. Limuzyna, którą jechała szefowa polskiego rządu wyprzedzała osobowe seicento. Sebastian K., który kierował pojazdem nie zauważył rządowej limuzyny i chcial skręcić w lewo. Samochód, którym podróżowała premier uderzył w seicento, a następnie wjechał w drzewo.
Jak podaje RMF FM, z opinii biegłych powołanych w celu wyjaśnienia sprawy, to zdarzenie powinno zostać zakalifikowane jako wypadek, ponieważ obrażenia, jakich doznała premier mogły nawet zagrażać jej życiu. Premier Beata Szydło miała złamany mostek i żebro. Ponadto, poważnego złamania nogi doznał jeden z funckjonariuszy BOR, który towarzyszył polityk PiS. Biegli będą próbowali ocenić, czy uszkodzenie kręgów, które zdiagnozowano u drugiego funkcjonariusza było efektem wypadku, czy też były to wcześniejszy uraz.
Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie wypadku
Do tej pory w związku z wypadkiem prokuratura przesłuchała 70 świadków, między innymi funkcjonariuszy BOR, którzy byli obecni na miejscu zdarzenia. Jednocześnie trwają poszukiwania kierującej – najprawdopodobniej kobiety – która jechała bezpośrednio za kierowcą seicento. Zdaniem śledczych, to właśnie jej zeznania mogłyby rozwiać wszelkie wątpliwości związane ze sprawą. Krakowska prokuratura poinformowała również, że rejestrator z limuzyny premier Beaty Szydło nie nagrywał dźwięku podczas wypadku w Oświęcimiu. – W rządowych limuzynach są rejestratory, które zapisują parametry jazdy. Natomiast nie rejestrują wrażeń dźwiękowych, związanych z ruchem pojazdu – tłumaczył prokurator Krzysztof Dratwa.