– W grobie mojej mamy leżała śp. Teresa Walewska-Przyjałkowska, a w jej grobie spoczywało inne ciało, które jak z góry założono, należało do mojej mamy – przypomniał Janusz Walentynowicz. – Pierwsze niejasności pojawiły się przy okazji ekshumacji śp. Zbigniewa Wassermanna. W dokumentacji medycznej opisano narządy, których już nie miał. W 2012 r. spłynęła dokumentacja mojej mamy i było dokładnie to samo – opisano narząd, którego od wielu lat nie miała. Zażądaliśmy natychmiastowej ekshumacji – dodał.
Janusz Walentynowicz podkreślał, że ciało jego mamy było dobrze przygotowane do identyfikacji. – Mama była umyta, włosy były lekko zabłocone i czuć było na nich paliwo. Była w całości, nie miała żadnych obrażeń zewnętrznych. Jedyne, czego brakowało, to pieprzyka pod nosem, który w jakiś sposób został zerwany i w tym miejscu była ranka – opowiadał. – Rozpoznałem mamę i miałem pewność, że to ona, dostałem informację od Kopacz, powtarzaną przez Arabskiego, że trumny nie będą otwierane. Pozwolono nam dołączyć do ciała perłowy różaniec od papieża – wyjaśniał.