Na polskim rynku muzycznym brakuje idoli
Niedawna histeria wywołana wizytą Enrique Iglesiasa w Polsce wykazała, jak bardzo nasza nastoletnia widownia łaknie idoli. A przecież artysta ów wylansował dopiero jeden superhit "Bailamos" i jeszcze pół roku temu nad Wisłą niemal nikt nie wiedział o jego istnieniu. Kilka tysięcy fanek wpatrywało się w ekran zamontowany przed siedzibą TVP przy ul. Woronicza, dantejskie sceny rozgrywały się w sklepie muzycznym podczas podpisywania płyt przez hiszpańskiego wokalistę - to reakcja rodzimej publiczności na brak polskiej gwiazdy pop. Enrique Iglesias być może nie utrzyma się na topie tak długo jak jego ojciec, choć korzysta z pomocy bardzo dobrych muzyków. Prawdziwe gwiazdy, by zaistnieć jako osobowość medialna, muszą mieć przede wszystkim charyzmę, lecz także talent. Ponadto muszą być gotowe do wyrzeczeń i kilku lat solidnej pracy. Michael Jackson śpiewa od dzieciństwa, muzycy z The Beatles przeszli ciężką szkołę w klubach Hamburga, Madonna doświadczyła wielu upokorzeń, a Ricky Martin śpiewał ponad dziesięć lat, nim dowiedział się o nim cały świat.
Na polskim rynku pop jest przerażająco mało gwiazd. Nastolatki nie zdradziły muzyki na rzecz komputerów i telefonów komórkowych, nie mają jednak kogo uwielbiać i adorować. Ostatnio do miana idola awansował Michał Żebrowski, popularny głównie dzięki tytułowej roli w filmie "Pan Tadeusz" Andrzeja Wajdy. Magnetyzm jego nazwiska pozwolił sprzedać w wysokim nakładzie wątpliwej jakości artystycznej album "Zakochany Pan Tadeusz". To, że nabywców znalazło ponad 70 tys. płyt, świadczy jednak o tym, że mamy nową gwiazdę, która radzi sobie lepiej na rynku fonograficznym niż większość naszych wokalistów. Ostatnią tak udaną akcję marketingową zorganizowano cztery lata temu, gdy wylansowano Just 5.
Tę nie najlepszą sytuację można tłumaczyć na wiele sposobów. Po pierwsze: pojawia się mało zdolnych młodych ludzi, chcących robić karierę, śpiewając pop. Młodzież jest bowiem ambitna i ma wygórowane aspiracje. Tymczasem na przykład George Michael zawsze podkreślał, że pisał piosenki, które miały podobać się ludziom, a nie tylko jemu. Z kolei David Byrne, twórca grupy Talking Heads, ubolewał, że chciałby napisać prostą piosenkę o miłości, ale to bardzo trudne zadanie go przerasta. Dopóki ambicje będą zżerały naszych artystów, dopóty nie będzie więcej tak dziwnych karier, jak Kayah (wokalistka powinna być wielką gwiazdą już dziesięć lat temu). Z dziewczyny trudniej jednak wykreować gwiazdę, gdyż kobiety częściej rezygnują z własnych ambicji - stają się ofiarami miłości. Gdyby nie miłość, na przykład Maryla Rodowicz mogłaby być światowej sławy wokalistką. Wkrótce przekonamy się, jak potoczy się kariera Natalii Kukulskiej i Justyny Steczkowskiej, które niedawno wyszły za mąż.
Posucha na polskim rynku gwiazd końca lat 90. jest spowodowana również tym, że wciąż nie ma porozumienia pomiędzy artystami a zawodowymi menedżerami, którzy odpowiednio pokierowaliby potencjalnymi idolami. Madonna, Metallica i Red Hot Chilli Peppers mają ten sam management. W innej znanej wytwórni razem są Tina Turner i Joe Cocker, do których ostatnio dołączyła Cher. Umiejętne sterowanie artystami to połowa sukcesu, a wiadomo, że często interesy firm fonograficznych nie zbiegają się z planami artystycznymi gwiazd. O karierze Celine Dion myśli jej mąż i menedżer Rene. Dion nie kryje, że całkowicie mu zaufała, zanim się pobrali, i dobrze na tym wyszła. U nas takie sytuacje należą do wyjątków: drogą artystyczną Roberta Gawlińskiego z powodzeniem kieruje żona, a K.A.S.A. zdaje się na narzeczoną. Sporo naszych gwiazd lansuje się jednak samodzielnie, nie chcąc się dzielić swoimi zarobkami z menedżerami. Ale chyba tylko Budka Suflera i Kazik wychodzą na tym dobrze. Doświadczone zespoły zwykle jednak wiedzą, że wygodniej jest mieć menedżera partnera. Przekonali się o tym na przykład Perfect, Republika i Grzegorz Ciechowski. Brak fachowca sterującego karierą powoduje, że gwiazdom trudniej uniknąć wpadek. Nikt nie odwiódł Piaska od wyznawania tajemnic swego życia uczuciowego - profesjonalista nie pozwoliłby na zwierzenia, które zaszkodzą image artysty. Na popularności sporo straciła także Justyna Steczkowska, która rozstała się ze swym menedżerem. Także Edyta Górniak zrezygnowała z usług swego pierwszego mentora i od paru lat nie odnosi większych sukcesów, a jej najnowszy album "Live" był wręcz porażką. Czy zdjęcia rozbierającej się Shazzy, zamieszczone na łamach miesięcznika dla panów, to idealny sposób na zwrócenie uwagi czy błąd, który będzie ją prześladował latami? Z kolei Czesław Niemen nie ma zaufania do menedżerów i od lat jest sam sobie sterem.
Media nie kreują idoli - w efekcie na rodzimym rynku nie ma gwiazd. Sezonowe mody medialne doprowadzają do nadmiernej eksploatacji jednego piosenkarza - tak było ze Stanisławem Sojką, Justyną Steczkowską czy Kayah. Nadal nie wypromowano Stachurskiego, który tworzy niezłą muzykę dance i sprzedaje płyty w dużych nakładach. Czyżby jego macierzyste Katowice leżały za daleko od Warszawy? Łatwiej eksploatować Gabriela Fleszara i lansować kogoś sympatycznego, kto nie zrobił jeszcze niczego godnego uwagi. Media wolą promować gotowe, przyprowadzone do studia kukiełki aniżeli szukać prawdziwych talentów.
Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.