W niedzielę 25 czerwca podczas konwentu socjaldemokratów w Dortmundzie, lider SPD Martin Schulz odniósł się do swojej głównej przeciwniczki w wyborach na kanclerza Niemiec. Zarzucał Angeli Merkel unikanie wymiany poglądów i ocenił jej postawę jako sprzeczną z demokratycznymi wartościami. – Ja nazywam to zamachem na demokrację – stwierdził obrazowo Schulz.
Jako „niegodną” określił wypowiedź lidera SPD Horst Seehofer z CSU. Armin Laschet z CDU nazwał słowa Schulza „szczytem bezczelności”. Julia Klöckner z tej samej partii mówiła o „niefortunnej” wypowiedzi i stwierdziła, że „nie można tak argumentować. – Porównanie z zamachem jest niesmaczne – dodawała. Reakcje na słowa Schulza pojawiały się zresztą już w niedzielę. – Nawet, jeśli pan Schulz jest sfrustrowany z powodu złych wyników sondaży wyborczych, powinien zachować umiar – strofował go sekretarz generalny CDU Peter Tauber.
– Uważam, że jeśli nie przedstawia się żadnej koncepcji, to nie jest to do pogodzenia z demokracją – bronił Schulza szef klubu parlamentarnego socjaldemokratów w Bundestagu Thomas Oppermann. – Demokracja oznacza wtrącanie się, okazywanie zainteresowania, wspólne działania, a pani Merkel chce uśpić ludzi i to w mojej opinii nie jest w porządku – wyjaśniał słowa kolegi w porannym programie informacyjnym ARD. Wiceprzewodniczący SPD ocenił z kolei słowa Schulza jako „ostre, ale uzasadnione”.