Sprawa dotyczy tekstu o „seksaferze” w Samoobronie z 2006 roku, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej”. Kącki zacytował w nim ekspertkę byłej partii Andrzeja Leppera Annę Rutkowską. Kobieta opowiedziała mu o mechanizmach protekcji u europosła Marka Czarneckiego. Jak twierdziła, ona odmówiła, gdy dostała ofertę pracy od eurodeputowanego, a wówczas posadę dostała córka Czarneckiego.
Polityk utrzymywał jednak, że nie ma córki i wytoczył dziennikarzowi sprawę o zniesławienie. Sąd w 2010 roku zadecydował o warunkowym umorzeniu sprawy, choć zarazem uznał winę dziennikarza i polecił mu wypłacenie 1000 zł na cele charytatywne.
Kącki na tym nie poprzestał i skierował sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Przekonywał, że polski sąd ingerował w jego prawo do wolności słowa. Jak dowodził - w wywiadzie prasowym znajdują się twierdzenia rozmówcy, nie dziennikarza. Trybunał przyznał Kąckiemu rację i uznał, że jego zachowanie nie było nierzetelne. Powołał się przy tym na art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka. Sędziowie ETPC tłumaczyli, że Kącki wysłał wywiad do autoryzacji, a Rutkowska nie wniosła do niego żadnych uwag.