– Rozum zwyciężył. Dziękuje milionom Polaków za to, jak się zachowali w ostatnich dniach – zaczął polityk PSL. – My od samego początku, dokładnie jak wpłynęła ustawa o Sądzie Najwyższym do Sejmu, mówiliśmy - tylko prezydent Rzeczypospolitej może zatrzymać to szaleństwo PiS-u, tylko on może zawetować - przypominał. – Bo w Sejmie i w Senacie PiS ma większość i czy w sali plenarnej czy w kolumnowej czy na Nowogrodzkiej, przegłosuje tę ustawę. I tak też się stało – mówił dalej.
– Oczywiście ten opór, ta pozytywna presja ma sens, bo uwolniła w jakiś sposób energię Polaków. Bez nich by się to na pewno nie udało. Gdyby nie te protesty: w Warszawie, Krakowie, ale również w Dąbrowie Tarnowskiej, Jarosławiu, Muszynie, w małych miejscowościach i tysiące ludzi, którzy podpisali naszą petycję, bo pierwszym wnioskiem do prezydenta była petycja, którą skierowaliśmy z Krakowa – mówił.
Podwójne weto
W trakcie swojego orędzia tuż przed spotkaniem z prezesem KRS i I Prezes Sądu Najwyższego, prezydent Andrzej Duda poinformował, że zawetuje ustawę o Sądzie Najwyższym i ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa. Jak przyznał, projekt ustawy nie był mu przedstawiony jako prezydentowi. Jak mówił, konsultował swoją decyzję z politykami, prawnikami, socjologami i filozofami. Przyznał, że najbardziej uderzyła go wypowiedź Zofii Romaszewskiej, która powiedziała mu: „Panie prezydencie, ja żyłam w państwie, w którym Prokurator Generalny miał niewiarygodnie mocną pozycję i nie chciałabym do takiego państwa wracać”. – Chcę powiedzieć jasno i wyraźnie: nie ma u nas tradycji, żeby Prokurator Generalny mógł ingerować w pracę SN. Zgadzam się ze wszystkimi, którzy twierdzą, że tak być nie powinno i nie wolno do tego dopuścić – podkreślił prezydent.