Starsza o 24 lata od swojego męża Brigitte Macron, w przeszłości jego nauczycielka, ma spory wpływ na prezydenta Francji, co wielokrotnie podkreślały nie tylko nadsekwańskie media. Sporo pisano o jej działaniach podczas kampanii prezydenckiej Macrona, a także o tym, że to ona namówiła obecnego prezydenta Francji do tego, by jeszcze aktywniej zaczął działać w polityce, co przełożyło się na sukces w 2017 roku.
W związku z tym, że w ostatnim czasie Brigitte Macron była niezwykle aktywna, zwłaszcza medialnie, spotykała się m.in. z Rihanną, Bono czy Arnoldem Schwarzeneggerem. Jak opisuje „Rzeczpospolita” wpływy i zaangażowanie pierwszej damy były na tyle duże, że Macron spróbował nadać jej „formalny status pierwszej damy, z własnym budżetem, gabinetem, obowiązkami”.
Prezydent Francji musiał jednak z tego pomysłu zrezygnować, głównie za sprawą działań Thierry'ego-Paula Valette'a, artysty, który stworzył petycję przeciwko tym planom. Valette zebrał w dwa tygodnie 270 tys. podpisów, a we Francji, gdyby zebrał ich pół miliona, mógłby pójść dalej ze swoją blokadą poprzez Komitet Ekonomiczny i Socjalny. Dlatego też francuski rząd zdecydował, że warto zareagować szybciej i zapewnił, że Brigitte Macron nie dostanie żadnego „statusu”, a jedynie zostanie ustalone, jakie powinny być jej działania. Pierwsza dama ma nie otrzymywać też żadnego wynagrodzenia.
– Francuzi uważają, że wybrali prezydenta, ale nie jego małżonkę czy partnerkę życiową. Dlatego z jednej strony nie obchodzi ich, z kim sypia prezydent, jaki ma styl życia. Ale z drugiej nie chcą też, aby małżonka miała jakąkolwiek formalną rolę, gdziekolwiek się afiszował – powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Thomas Pellerin-Carlin, ekspert Instytutu Jacquesa Delorsa w Paryżu, komentując ten sprzeciw Francuzów wobec zamiarów Macrona.