Jak co roku na przełomie sierpnia i września pustynia Black Rock w Nevadzie stała się areną dla jednego z najbardziej osobliwych festiwali na świecie. Wydarzenie koncentruje osoby nastawione na różne formy artystycznej i osobistej ekspresji. Nie brakuje wymyślnych przebrań, futurystycznych instalacji, zabawy światłem, laserami i ogniem.
Galeria:
Na środku pustyni na kilka dni powstaje miasto osobliwości. Tak wygląda festiwal Burning Man 2017
Ta ostatnia skończyła się tragicznie dla jednego z uczestników, którego CNN identyfikuje jako 41-letniego Aarona Joela Mitchella. W sobotę kulminacyjnym momentem festiwalu jest spalenie kukły określanej jako „The Man”, od którego to rytuału wydarzenie bierze swoją nazwę. Na pustyni w centralnym miejscu placu tworzony jest wysoki na wiele metrów stos, na szczycie którego ustawiana jest drewniana figura, która następnie płonie wraz z całą konstrukcją. W kręgu wokół stosu ustawiają się uczestnicy imprezy.
Szeryf hrabstwa Newada poinformował, że własnie w trakcie tego momentu festiwalu doszło do tragedii. Jeden z uczestników przedarł się przez dwa kordony straży i policji strzegącej bezpieczeństwa uczestników i rzucił się w ogień. Na dramatycznym nagraniu widać, że służby starały się uratować desperata i odciągnąć go od ognia, ale mimo wszystko 41-latkowi udało się wbiec w środek ogromnego ogniska. Mężczyznę wyciągnięto dopiero po krótkim czasie i z ciężkimi obrażeniami przewieziono helikopterem do centrum leczenia oparzeń. W niedzielę ogłoszono, że Mitchell zmarł.