Zdaniem premier obecna opozycja jest słaba, jednak nie oznacza to, że jej koledzy mogą sobie pozwolić na optymizm. Komentując zapowiedzianą rekonstrukcję rządu i dywagacje o zmianie na stanowisku jego szefa, Szydło oceniła, że nie widzi w Polsce sytuacji, która „wymagałaby jakichś gwałtownych zmian w rządzie”. – Oczywiście to, kto stoi na czele rządu, to zawsze jest wypadkowa różnych okoliczności i wszystko może się zmienić – zaznaczyła jednocześnie.
Beata Szydło przyznała też, że czasem „trafia ją szlag, kiedy słyszy, że choć jest premierem, to nie mam nic do powiedzenia”. Jej zdaniem konsultowanie spraw z Jarosławem Kaczyńskim sprawdza się bardzo dobrze. Jak podkreśla, ma świadomość, że w pewnych kwestiach rząd musi się poprawić, by pracować skuteczniej. To oznacza z kolei zapowiedź rekonstrukcji. Premier nie zdradziła, kto konkretnie będzie musiał pożegnać się ze stanowiskiem. – Mogę powiedzieć tylko tyle, że jeżeli ktoś traci tempo, musi usiąść na ławce rezerwowej – podkreśliła.
Premier w wywiadzie dla „Polska The Times” komentowała też współpracę z Donaldem Tuskiem i Elżbietą Bieńkowską, czyli dwójką polskich polityków piastujących wysokie stanowiska w administracji UE. Zdaniem Beaty Szydło, poczuli się oni „bardziej Europejczykami, niż wszyscy inni Europejczycy”. – Dali sobie naiwnie narzucić narrację, według której istnieje coś tak uniwersalnego, jak Unia Europejska, która jednakowo o wszystkich dba. A trzeba być realistą. Tak nie jest – oceniła szefowa rządu. – Ja widzę, jak funkcjonują w praktyce politycy europejscy z innych krajów: pełniąc swój mandat, nigdy nie zapominają, skąd pochodzą. Chciałabym, by Donald Tusk pamiętał skąd pochodzi – podsumowała.