– Tych przypadków jest po prostu zbyt dużo w krótkim okresie czasu, żeby można było przejść z tym do porządku dziennego. Tam ewidentnie dzieje się coś złego – mówi w rozmowie z Fakt24.pl mecenas Piotr Wojtaszak. W placówce od wielu lat dochodzi do tajemniczych zdarzeń. Pod koniec 2013 roku do szpitala została przyjęta 69-letnia Janina Z. – Była w stanie lekkiej depresji. Po dwóch miesiącach jej stan somatyczny na tyle się pogorszył, że została przewieziona do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rybniku. Kilka dni później kobieta zmarła. Według dziennikarzy miała objawy zatoru płucnego. Z ustaleń śledczych wynika, że kobieta była krępowana, a pracownicy szpitala nie podawali 69-latce potrzebnych leków.
Rok później w placówce zmarł Ryszard W. oraz 59-letnia kobieta. Oboje chorzy po pobycie w rybnickim psychiatryku wymagali hospitalizacji. Rzeczniczka prokuratury Joanna Smoraczewska przytoczyła relację rodziny 59-latki, z której wynika, że w ciągu kilku dni stan kobiety dramatycznie się pogorszył.– Cały czas trwa też sprawa prowadzona przez Prokuraturę Okręgową w Częstochowie. Jesteśmy na etapie uzyskiwania opinii biegłych. Świadkowie zostali już przesłuchani. Sprawa ta dotyczy większego grona osób – mówi mecenas Wojtaszak. Chodzi o trzech pacjentów.
Rybnicki szpital psychiatryczny odpiera te zarzuty. Rzecznik ds. PR Dawid Wójcik powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że placówka przestrzega wszystkich przepisów, a rozwiązania stosowane w szpitalu zostały zakwalifikowane jako dobre praktyki. Wójcik stwierdził, że nieprawidłowości nie wykazały kontrole NIK czy RPO.
Odpowiedzialność zbiorowa
W 2012 roku informowaliśmy, że pacjenci muszą jeść posiłki bez użycia talerzy, są zbiorowo karani za wykroczenia pojedynczych osób oraz zmuszani do planowych kąpieli. Informacje o takich praktykach wyłoniły się z raportu po przeprowadzonej na zlecenie głównego rzecznika praw pacjenta kontroli. Kontrola została spowodowana narastającym konfliktem lekarzy pracujących w Rybniku z powołanym rzecznikiem praw pacjenta psychiatrycznego placówki.
Na dwóch z trzech oddziałów szpitalnych stosowano wówczas odpowiedzialność zbiorową. Karą za palenie papierosów przez kilku pacjentów był zakaz wychodzenia na spacery dla całego oddziału bądź ograniczenie dostępu do telewizji, radia i komputera. Kary trwały nawet miesiąc. Ponadto personelowi zdarzało się stosować wobec podopiecznych groźby, np. "będzie pan siedział dożywotnio" lub "otrzyma pan negatywną opinię". Pacjenci mieli również ograniczony kontakt z lekarzami. Dwóch z pacjentów zeznało, że indywidualnie badani byli raz na pół roku. Chorzy mający małoletnie dzieci nie mogą się z nimi widywać, ponieważ dzieci do 14. roku życia mają zakaz wstępu na oddział.