Jak informują polskie i nadsekwańskie media, francuska minister obrony Florence Parly ujawniła, że uziemionych jest aż ponad trzy czwarte śmigłowców Caracal. Okazuje się, że koszty ich utrzymania i napraw w ostatnich czterech latach wzrosły blisko dwukrotnie. A to właśnie my mieliśmy kupić owe caracale za ciężkie pieniądze. Ponieważ polski rząd uznał, że oferent, czyli koncern Airbus Helicopters, nie jest w stanie spełnić warunków offsetowych, więc z zakupu się wycofano, co na głowę ministra Macierewicza ściągnęło niebywałe gromy, ciskanych głównie przez polityków Platformy Obywatelskiej, jak też wzbudziło napięcie w relacjach polsko-francuskich.
Z świeżych doniesień o uziemionych caracalach można wysnuć wniosek, że maszyny te mają jednak co najmniej dwie zalety. Pierwsza jest taka, że większość z nich jest niewidoczna dla radarów. Druga – że posiadają właściwość naturalnego pokrywania się barwami maskującymi poprzez obrastanie mchem.
A poważnie mówiąc, podawane w sensacyjnym tonie doniesienia z Francji mające potwierdzać słuszność decyzji ministra Macierewicza są w gruncie rzeczy, dla oceny tej słuszności, obojętne. Decyzja o rezygnacji z wyłożenia pieniędzy na caracale była słuszna, ponieważ kupowanie maszyn, których konstrukcja wywodzi się z drugiej połowy lat 60-tych ubiegłego wieku, w dodatku wedle ekspertów nie do końca odpowiadających potrzebom armii i z budzącą wątpliwości ofertą offsetową, należałoby ocenić jako posunięcie nieperspektywiczne i szkodliwe dla krajowego przemysłu obronnego. Z budzącego ogromne kontrowersje przetargu rozpisanego przez poprzednie kierownictwo MON odpadły PZL-Świdnik, który oferował najnowocześniejsze w swojej klasie na świecie śmigłowce AW149 oraz PZL-Mielec, oferujący sprawdzone i popularne śmigłowce Black Hawk.
Ale nie ma też sensu - widoczne na społecznościowych portalach - naigrywanie się z Francuzów in gremio, że to niby generalnie chcą nam wciskać wyłącznie złom. Francuski przemysł zbrojeniowy jest jednak silny a po Brexicie Francja będzie jedynym mocarstwem atomowym w Unii Europejskiej, więc w interesie Polski jest utrzymywanie z Paryżem możliwe dobrych relacji.
Pewne ocieplenie zresztą już następuje, a to za sprawą możliwości zakupienia przez Polskę trzech nowoczesnych okrętów podwodnych typu Scorpène zintegrowanych z pociskami manewrującymi, zdolnymi razić cele naziemne w promieniu ok. 1 tys. km, co z tych okrętów uczyni realną broń odstraszania. Oferta francuskiej stoczni Naval Group zakłada też przekazanie tzw. kodów źródłowych pozwalających samodzielnie decydować o użyciu pocisków oraz bogaty offset, który umożliwiłby przetransferowanie do nas myśli technologicznej i stworzenie wielu miejsc pracy. W zasadzie jest to najbardziej kompleksowa oferta złożona Polsce.
No i właśnie ten sam zaciekle atakowany Antoni Macierewicz podczas wrześniowej wizyty w Paryżu, którą odbył na zaproszenie tej samej minister ds. sił zbrojnych Francji Florence Parly ocenił, że „są jeszcze kwestie, które są otwarte, ale na pewno francuska oferta jest interesująca”. Minister wizytował też MBDA – koncern, który wraz z Naval Group odpowiedzialny jest za budowę okrętu podwodnego, jak i integrację z rakietami manewrującymi. „To co tam zobaczyliśmy napawa optymizmem, co do potencjału francuskiego i skuteczności działania” – stwierdził Macierewicz.
Oczywiście nie można ukryć, że przy okazji sprawy zakupu caracali MON popełniło błędy komunikacyjne. Ale to i tak nie ma większego znaczenia. Gdyby nawet Macierewicz zaczął uzdrawiać chorych i chodzić po wodzie, opozycja zarzuciłaby mu, że psuje interesy służby zdrowia i że nie umie pływać. Nie dziwota, że z taką totalną negacją opozycja nie może się wzbić do góry.