Dwa razy sprzedał ten sam grunt, zarobił grubo ponad 2 mln zł, ale długów nie spłacił. Po milionach nie ma też śladu w jego oświadczeniach majątkowych.
Maksymiukowi raczej się nie przelewa - tak przynajmniej wynika z oficjalnych dokumentów. W oświadczeniu majątkowym za 2005 r. i 2006 r. poseł wpisał, że ma kilka tysięcy zł w gotówce, dom, niecały hektar pola i kawałek lasu warte 18 tys. zł. Od dwóch lat wiceszef Samoobrony wpisuje do oświadczenia dług: w sumie 2,5 mln zł - to zobowiązania m.in. wobec Zakładów Azotowych Puławy i Zakładów Chemicznych Police.
"Rz" odkryła, że poseł kłamie w oświadczeniach majątkowych: nie ujawnił, że sprzedając kilkaset hektarów w dwóch transakcjach na końcu 2004 r. i początku 2005 r., zarobił z byłą żoną blisko 5,6 mln zł. Byli małżonkowie podzielili się pieniędzmi. Posłowi zostało ponad 2 mln zł. Akurat tyle, żeby spłacić długi. Ale poseł nie chce tego robić. Dlaczego? "Ze względów taktycznych" - ucina Maksymiuk i odmawia rozmowy o pieniądzach.
Śladu transakcji nie ma w poselskich oświadczeniach Maksymiuka za 2005 i 2006 rok. Tymczasem za zatajenie informacji w oświadczeniu majątkowym grożą 3 lata więzienia. "A czy ja musiałem to wpisywać? Sprzedaż nieruchomości nie podlega oświadczeniom. To nie jest działalność gospodarcza. Wydaje mi się, że nie musiałem. No cóż, będę się z tego tłumaczył" - wzdycha.
Sposób, w jaki zastępca Leppera zdobył, a potem sprzedawał 600 hektarów pod Oleśnicą na Dolnym Śląsku, to - według gazety - majstersztyk handlu nieruchomościami. Małżeństwo Maksymiuków dwa razy sprzedało tę samą ziemię. Najpierw w 1995 r. wygrali przetarg ogłoszony przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa. W ciągu 10 lat mieli spłacić ok. 2,5 mln zł, ostatecznie zapłacili tylko pierwszą ratę, 250 tys. zł. Potem regularnie prosili o przesunięcie spłat: a to dotknęła ich klęska nieurodzaju, a to gradobicie i deszcze.
Po czterech latach zwodzenia AWRSP Maksymiuk w tajemnicy przed agencją postanowił sprzedać ziemię. Kupcem był Witold Duchiewicz - wtedy jeden z najbogatszych Polaków, nazywany królem kukurydzy. Podpisał z Maksymiukami umowę przedwstępną, zapłacił im ponad milion i przez lata spłacał agencję. W 2004 r. okazało się, że prawnymi kruczkami można pozbawić Duchiewicza ziemi (jego firma akurat bankrutowała). Maksymiukowie skorzystali z okazji: za 5,6 mln zł sprzedali ziemię prywatnej spółce. Czy odbyło się to zgodnie z prawem? Według Duchiewicza, nie. Doniósł na wiceszefa Samoobrony do prokuratury.