Poruszający wpis uczestnika wyprawy na K2. „Coś we mnie zgasło...”

Poruszający wpis uczestnika wyprawy na K2. „Coś we mnie zgasło...”

Himalaista przyznał, że boli go ręka, ale na ten problem już znaleziono sposób. „Pakistański lekarz, facet wielki jak dom, a sądząc po tym jak wszyscy przy nim pokornieli oficer co najmniej w stopniu generała, dał mi taki zestaw kolorowych tabletek, że jeśli tylko zechcę, zaraz sobie polatam i w ogóle zapomnę, że mam rękę” – przekonuje.

„Nie było świstu. Po prostu leciał”

Fronia opisuje też sam moment, kiedy spadł na niego kamień. „Nagle naszła mnie myśl, zburzyła rozważania o lisim tropie, kur... zapomniałem kasku... (gdybym wtedy zawrócił... 10 minut... Efekt Lodowego Motyla, jak niewiele może zmienić tak wiele, trzeba tylko wcześniej wiedzieć..., nie zawróciłem). Radio, poprosiłem bazę, i kask zabrał oficer” – wspomina.

„Gdy kolejny, milionowy raz uniosłem głowę, zobaczyłem go. Nie było świstu. Po prostu leciał. Padłem pociągając na lód Piotra a sekundę później wisieliśmy na linie uderzeniem oderwani od ściany. Zanim się połapałem o co chodzi, mózg wysłał wiadomość, impuls. Ból! Ręka. Zaplątany w uprząż nie mogłem się ruszyć” – przyznaje Fronia.

Pech polskich himalaistów

Przypomnijmy, że w ostatnich dniach na K2 doszło do dwóch wypadków. W środę 7 lutego na Adama Bieleckiego spadł lekki kamień. Himalaista doznał lekkich obrażeń czoła i nosa, konieczne było szycie. Bieleckiego czeka kilka dni rekonwalescencji. Z kolei w czwartek około godziny 14.00 czasu lokalnego podczas podchodzenia do obozu C1 (5900m) samoistnie spadający kamień uderzył Rafała Fronię w przedramię powodując złamanie ręki. Z powodu złych warunków atmosferycznych opóźniał się przylot helikoptera, który miał zabrać Polaka do szpitala w Skardu. Transport Froni był możliwy dopiero w niedzielę przed godz. 10 czasu polskiego.

Czytaj też:
Niezwykłe zdjęcia z wyprawy na K2. Tak himalaiści pozyskują wodę

Źródło: WPROST.pl / Facebook, Dziennik Wyprawowy