Dziennikarze Andrzej Gajcy i Andrzej Stankiewicz sensacyjne informacje na temat Jacka Czaputowicza odnaleźli w „zbiorze zastrzeżonym” polskich służb specjalnych. Chodzi dokładnie o dokumenty wykradzione przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa z hiszpańskiej ambasady w 1988 roku. Hiszpanie nadali Czaputowiczowi pseudonim i traktowali go jako źródło informacji, a do jego nazwiska przypisywane były wydatki operacyjne.
W publikacji Onetu pojawia się zastrzeżenie dotyczące prawdopodobnego braku wiedzy Czaputowicza o działaniach hiszpańskich służb. Dziennikarze przypominają podobne przypadki Adama Michnika i biskupa Alojzego Orszulika, którzy nie wiedzieli, że stanowią źródło informacji służb specjalnych.
„Corzuelo”
Według ustaleń Onetu, Czaputowicz był wpisany jako źródło informacji w dokumentach agentki Fabioli Moreno-Calvo. Działający w latach 80. w organizacji pacyfistycznej Wolność i Pokój Czaputowicz został zarejestrowany pod pseudonimem „Corzuelo”. Jak na tę informacje zareagował szef MSZ? — Oczywiście nie byłem agentem żadnego wywiadu. Ani hiszpańskiego, ani jakiegokolwiek innego - mówił. — W tamtym czasie regularnie spotykałem się z wieloma dyplomatami, także hiszpańskimi. Ale tej pani w ogóle nie pamiętam. Nic nie mogę poradzić na to, że zarejestrowała mnie bez mej wiedzy i zgody. To dla mnie groteskowa sytuacja - komentował minister.
Czytaj też:
Trzęsienie ziemi w MSZ. Czaputowicz rozwiązał gabinet polityczny