Autorką tekstu jest Lili Bayer. Dziennikarka pisze, że zarówno w Budapeszcie jak i w Warszawie mamy dziś do czynienia ze swoistym powrotem do przeszłości. „Wiele już napisano o atakach na wolność prasy i społeczeństwo obywatelskie przez rządy Europy Środkowej w Budapeszcie i Warszawie. Znacznie mniej uwagi poświęcono faktowi, że ich krytycy wolą abstrahować od faktu, że to właśnie ci politycy wygrywają wybory” – czytamy.
„Podobnie jak partia Prawa i Sprawiedliwości w Polsce, Orban zbudował swoją politykę na fundamencie konserwatywnego nacjonalizmu, retorycznie przeciwnego byłym komunistycznym władcom kraju. Ale jeśli chodzi o praktyczność zarządzania, zarówno Orbán, jak i jego polscy odpowiednicy zastosowali podejście, które – w swoim paternalizmie, zaciekłości, obsesji na punkcie zewnętrznych wrogów, a nawet retoryki klasowej – przypomina ich przeciwników, którymi gardzą” – pisze dziennikarka.
„Podobnie jak Fidesz, PiS wykorzystał frustrację związaną z postkomunistyczną transformacją – nierównomierny postęp gospodarczy i dotychczasową porażkę w dogonieniu Zachodu” – czytamy. „Pod rządami PiS i Jarosława Kaczyńskiego, władze w Warszawie rozpoczęły dystrybucję świadczeń na wielką skalę: Rząd obniżył wiek emerytalny, wprowadził świadczenia na dzieci i podniósł płace minimalne” – dodaje dzienniarka.
Dalej czytamy, że podobnie jak na Węgrzech, poparcie polityczne dla rządu koreluje częściowo z podziałem społeczno-gospodarczym i regionalnym. Bayer stwierdza, że wyborcy PiS są zazwyczaj mniej wykształceni i pochodzą z terenów wiejskich, w odróżnieniu do zwolenników innych partii.