O historii, która wydarzyła się pod koniec grudnia ubiegłego roku, napisał dzisiaj „Daily Mail”. Wówczas między stacjami Holborn oraz Russel Square leżącymi na trasie londyńskiego metra, zatrzymano pociągi. Okazało się, że na torach coś leży.
Nie człowiek, a martwy lis
Członek personelu stacji miał za zadanie sprawdzenie, co znajduje się na torach. Ocenił, że to martwy lis i przekazał kontrolerom ruchu, że mogą wznowić kursowanie pociągów. Po 14 godzinach okazało się, że na torach leżało nie ciało zwierzęcia, a człowieka. Jak informują brytyjskie media, przez te 14 godzin pociągi metra ponad 300 razy przejechały po zwłokach. Na miejsce zdarzenia przyjechała policja. W toku śledztwa wykazano, że zwłoki należą to 47-letniego mężczyzny z Maidstone.
Informatorzy „Daily Mail” twierdzą, że w ciągu ostatnich 15 lat nie widziano na stacji metra żadnego lisa. Skąd więc taka pomyłka w ocenie tego, co znajduje się na torach? Rzecznik londyńskiego metra nie komentuje sprawy. Jego wypowiedź ograniczyła się do przekazania kondolencji rodzinie i znajomym zmarłego.
Czytaj też:
Londyn. Dwóch pijanych Polaków spadło na tory tuż przed nadjeżdżające metro