Gdy jeden z aktorów szedł ulicą w mundurze SS, podeszła do niego Polka i powiedziała „jak kochała ten mundur i że chciałaby, by 'oni' wrócili i ochronili znów nas wszystkich'” - tę historię, która miała wydarzyć się podczas kręcenia "Listy Schindlera" w naszym kraju, opowiedział Steven Spielberg podczas spotkania z okazji 25-lecia powstania filmu. Dodał, że pewnie zostanie aresztowany w Polsce za te słowa (przytaczam za „Jerusalem Post”).
Czytaj też:
Spielberg: Prawdopodobnie zostanę aresztowany w Polsce
Myślę że sławnemu reżyserowi nic nie grozi, natomiast szkoda, że Spielberg nie wykazał się odpowiedzialnością za słowo. To nie buduje klimatu zaufania. Historie opowiadane przez postać tej miary obiegają świat. Oto okazuje się, że są w Polsce zwolennicy Hitlera... Są? Oczywiście, pojedyncze jednostki niespełna rozumu, jak w wielu krajach świata. Jednak podniesienie takiego incydentu do rangi historii, którą warto opowiadać, tworzy wrażenie, że jest ona reprezentatywna, że jest to pogląd, na który warto w Polsce zwrócić uwagę. Postać tej miary powinna ważyć słowa. W Polsce jesteśmy w stanie ocenić takie zdarzenie, ktoś nie znający naszego kraju odbierze je zupełnie inaczej.
Mnie dużo bardziej martwi to, co właśnie zdarzyło się w Berlinie. Jak podały niemieckie media, polski 11-latek został zwyzywany a potem pobity, prawdopodobnie na tle rasowym, przez nastolatków. U naszych zachodnich sąsiadów dochodzi do rasistowskich incydentów, teraz ofiarą stało się polskie dziecko. To margines, w tym przypadku być może nawet zwykłe chuligaństwo pod byle pretekstem, ale oby państwo niemieckie sprawnie sobie z tym problemem poradziło.
Czytaj też:
W Berlinie pobito 11-letniego Polaka. Powodem obce pochodzenie chłopca