Pod koniec maja Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga poinformowała o zatrzymaniu w związku ze śledztwem dotyczącym szeregu napadów na konwojentów - sześciu mężczyzn, którzy są powiązani z tzw. „grupą mokotowską” oraz tzw. „gangiem obcinaczy palców”. Prokuratura podkreślała, że przestępcy działali w sposób bardzo brutalny. Jeden z pokrzywdzonych konwojentów doznał trzynastu ran postrzałowych. Wśród zatrzymanych był Piotr G. pseudonim Gulczas.
I właśnie to doprowadziło do wielu nieporozumień. Takie samo imię, nazwisko oraz pseudonim ma bowiem uczestnik pierwszej edycji popularnego show TVN Big Brother. Rzecznik prokuratury Marcin Saduś przyznał, że wiele redakcji dzwoniło z pytaniem, czy zatrzymany to telewizyjna gwiazda. Nie wszystkie portale internetowe zadały sobie jednak ten trud.
„Ja mam luz do życia, ale ta historia żyła swoim życiem”
Jak podaje „Rzeczpospolita”, fake news miał wiele przykrych konsekwencji dla uczestnika programu telewizyjnego, który nie ma żadnych powiązań z zatrzymanym przestępcą. - Tę błędną informację podało siedem portali. Zostały wykorzystane również zdjęcia naszego klienta, a na niektórych z nich dodany charakterystyczny „czarny pasek" zakrywający mu oczy – powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Michał Witczak ze spółki prawnej Lawyerline, którą wynajął Gulczyński. Pełnomocnik nie wyklucza wystąpienia na drogę karną z prywatnym oskarżeniem o zniesławienie.
– Myślałem, że to jakieś bzdury, żart, ale żona była przerażona. Nie uwierzyłem w to, że mogło dojść do takiego błędu, ale jak zacząłem sprawdzać internet, okazało się, że jednak mogło. Ja mam luz do życia, ale ta historia żyła swoim życiem – wśród klientów żony, dalszej rodziny, w szkole u dzieci. Ta łatka gangstera się do mnie przykleiła – opowiada Gulczyński.