O kłopotach turystów oczekujących na lot z Warszawy na Dominikanę poinformowało RMF FM. Wczoraj lot został odwołany, a pasażerów odesłano do jednego z hoteli znajdujących się w stolicy. Samolot miał w końcu odlecieć 16 sierpnia. Tuż przed startem wyprowadzono pasażerów z pokładu maszyny. – Siedzieliśmy w samolocie, który teoretycznie był naprawiony. Podczas próby odpalenia silników, poszedł dym z lewego silnika. Poczuliśmy smród silnika w całym samolocie. Stewardessy przekazały pilotowi, co się stało, a ten podjął decyzję, że nie lecimy – powiedział jeden z turystów w rozmowie z radiem.
„Ludzie mdleli, na miejscu nie było lekarza”
Inny z podróżujących relacjonował, że na pokładzie samolotu należącego do biura podróży TUI niemal doszło do rękoczynów. – Jest tragedia, 300 wściekłych ludzi, na pokładzie 2-letnie płaczące dzieci, upał – wyjaśnił. – Samolot cały czas stoi na pasie. Biuro podróży TUI, które jest właścicielem linii czarterowej TUIfly, nie odpowiedziało na pytania dotyczące przyczyny opóźnienia lotu – dodał. Na brak kontaktu z organizatorem wyjazdu skarżą się także inni turyści. – Nie ma kontaktu z przedstawicielami TUI. Stoimy na płycie lotniska i nie wiemy, co z nami będzie. Ludzie mdleli, na miejscu nie było lekarza. To jest paranoja, oni pytali czy ktoś z pasażerów nie jest lekarzem – mówił jeden z podróżujących.
Czytaj też:
Wrocław. Awantura na pokładzie samolotu. Pasażer wyprowadzony w kajdankach