Do wypadku doszło w niedzielę 30 września w okolicy miasta Dolny Kubin na północy Słowacji. Trzy luksusowe samochody na polskich tablicach rejestracyjnych z dużą prędkością wyprzedzały inne auta, jadąc pasem do jazdy z naprzeciwka. Ich rajd zakończył się tragicznym wypadkiem. Zginął w nim kierowca skody 57-letni Słowak Stefan Onczo.
„Wszystko działo się tak szybko”
Podczas wypadku obok 57-latka siedział jego syn, Michał Onczo. – Mam rany na nodze, rękach i łokciu. Fizycznie jest wszystko w porządku. Psychicznie jest trudno, mnie i mamie – powiedział w rozmowie z TVN24. Zdradził, że jego ojciec jechał około 80-90 km/h. Gdy wyszli zza zakrętu, zobaczyli mercedesa wyprzedzającego auto. – Za nim jechało ferrari, które też chciało wyprzedzić. Tata znał tę drogę, wiedział że jest szeroka, że nawet cztery auta mogą się tam zmieścić – wyjaśnił Onczo.
57-latek dojechał do barierki, ale wtedy porsche uderzyło w ferrari, a później w skodę prowadzoną przez Słowaka. – To była sekunda. Tata wziął to na siebie. Gdyby tego nie zrobił, nie byłoby mnie tutaj – powiedział syn ofiary.
Onczo od razu wybiegł z samochodu i próbował ratować ojca. Pomagali mu w tym inni kierowcy, choć nie pamięta, czy byli wśród nich sprawcy wypadku. – Wszystko działo się tak szybko. Było dużo ludzi, którzy pomagali. Wybiegłem z auta, ale jak zobaczyłem tatę, że jest zakleszczony, tylko leżał i nic nie mówił, to już wiedziałem, że jest źle – zdradził. Stefan Onczo zmarł w drodze do szpitala.
„Ceną ich szaleństwa okazało się ludzie życie”
Ofiara mieszkała w Orawskim Podzamczu. To niewielka miejscowość, w której wszyscy mieszkańcy doskonale się znają. Tragedia była wstrząsem dla sąsiadów rodziny Onczo. – To niezwykle groźne, że ludzie jeżdżą w tak nieodpowiedzialny sposób, z taką prędkością na lokalnej drodze. Doskonale widzieli inne auta. Ceną ich szaleństwa okazało się ludzie życie – mówi Zdenka Svibova, mieszkanka Orawskiego Podzamcza. – Żeby powiedzieć całą prawdę o Stefanie, musielibyśmy opowiadać wam przez cały miesiąc. A i to byłoby mało – mówi Marian, mieszkaniec Orawskiego Podzamcza.
– Żaden człowiek, który go znał, złego słowa o nim nie powie. Jego syn mówił mi, że gdyby ojciec w ostatniej chwili nie skręcił w prawo kierownicą, on zginąłby razem z nim – dodaje Marek, mieszkaniec Orawskiego Podzamcza.
Galeria:
Wypadek na Słowacji z udziałem Polaków