– Ośmiu funkcjonariuszy odniosło obrażenia. Na całe szczęście nie są one poważne. W szpitalu pozostał jeden z naszych kolegów, funkcjonariusz prewencji policji, który ma problemy ze słuchem z powodu petard i rac, które wybuchały i były rzucane przez grupę chuliganów – powiedziała nadkom. Renata Laszczka-Rusek, rzecznik prasowy lubelskiej policji.
Przedstawicielka lubelskiej policji przekazała również, że łącznie w sobotę 13 października zatrzymano 21 osób. 16 z nich nadal przebywa w areszcie. – Będą przed sądem odpowiadały za przestępstwo, za czynną napaść, naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy, za bójki, za udział w nielegalnym zbiegowisku. Jedna z osób stanie przed sądem za rozbój. To są poważne zarzuty, za które grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności – dodała Laszczka-Rusek. Funkcjonariuszka podkreśliła jednak, że to nie koniec zatrzymań w tej sprawie. – Mamy nagrania z policyjnych kamer, mamy doskonałe zapisy z kamer monitoringu miejskiego. Są one obecnie analizowane – dodała.
Marsz Równości w Lublinie
W czasie Marszu Równości w Lublinie doszło do zamieszek. Na trasie przemarszu miały miejsce próby zablokowania manifestacji. Kontrmanifestanci użyli petard i świec dymnych, natomiast policja odpowiedziała gazem łzawiącym, granatami hukowymi i armatką wodną
– Szacujemy, że w demonstracji wzięło udział około 1500 osób, próbowało ją zablokować natomiast 200 najbardziej agresywnych osób – przekazał mediom Jacek Deptuś. – Wolałbym się mylić, ale wychodzi na to, że miałem rację dostrzegając te zagrożenia, które dotyczyły zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców i uczestników marszu. Stąd ten zakaz zgromadzeń, który uchylił Sąd Apelacyjny – powiedział na konferencji zorganizowanej po zakończeniu Marszu Równości Krzysztof Żuk, prezydent Lublina.
Czytaj też:
Szef MSW komentuje starcia policji z narodowcami. „Chuliganeria”