Ivanka Trump jest nie tylko córką prezydenta USA, ale pełni też funkcję jednego z oficjalnych doradców w Białym Domu. To właśnie dlatego ujawniona przez „Washington Post” informacja o jej mailach wywołała takie poruszenie w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli bowiem na Hillary Clinton za posługiwanie się prywatnym mailem w sprawach służbowych spadła tak ogromna fala krytyki (zwłaszcza ze strony Donalda Trumpa), to sprawiedliwość nakazywałaby teraz równie zdecydowanie potraktować Ivankę.
Z artykułu opublikowanego w poniedziałek 19 listopada wynika, że w ubiegłym roku Ivanka Trump wysłała ze swojego prywatnego konta setki maili dotyczących spraw rządowych. Kontaktowała się z doradcami Białego Domu, członkami gabinetu prezydenta oraz swoimi asystentami. Dziennikarze zwracają uwagę, że w wielu przypadkach stanowiło to złamanie zasad mówiących o publicznym rejestrowaniu rozmów i korespondencji najważniejszych amerykańskich urzędników. Gdy podobnych zaniedbań dopuściła się Hillary Clinton jako sekretarz stanu, Donald Trump mówił, że jej miejsce jest w więzieniu.
Rzecznik Peter Mirijanian zapewniał, że w korespondencji Ivanki nie było żadnych tajnych informacji. Dodawał, że od tamtego czasu żadne z tych wiadomości nie zostały usunięte. Co więcej, wszystkie maile miały zostać „odzyskane” w zgodzie z prawem.
Maile Clinton
W marcu 2016 roku „The New York Times” pisał, że była sekretarz stanu Hillary Clinton w czasie pełnienia urzędu mogła złamać prawo federalne, ponieważ korzystała z prywatnej skrzynki mailowej wykonując zadania służbowej. Sprawa wypłynęła na jaw, gdy okazało się, że w Departamencie Stanu nigdy nie powstał e-mail przypisany do Hillary Clinton. Korzystanie przez nią z prywatnego konta pocztowego stanowi problem, gdyż zgodnie z amerykańskim prawem korespondencja urzędników państwowych musi być przechowywana na państwowych serwerach i jest uznawana za własność państwa, która może zostać wykorzystana w Archiwach Narodowych.
Hillary Clinton przyznała, że podczas sprawowania urzędu sekretarza stanu powinna była korzystać z rządowego konta. – Niczego, co było sklasyfikowane jako poufne, nie wysyłałam, ani też nie odbierałam – zapewniała krótko po wybuchu afery Clinton.
Czytaj też:
Finowie drwią z Donalda Trumpa. Odpowiedzieli zdjęciami na jego „złote porady”