– To są rzeczy ważne, które trzeba pokazywać. Nie uważam, żebym zrobił cokolwiek złego. Wręcz przeciwnie. Zrobiliśmy sporo dobrego. Ten materiał był najtrudniejszy, z jakim miałem do czynienia do tej pory. Mimo oskarżeń nie zawahałbym się drugi raz, żeby wszystko zrobić dokładnie tak samo, jak zrobiliśmy to za pierwszym razem – tłumaczy Wacowski w TVN24. Jak dodaje, wiedział, że jeżeli nie zdobędzie zaufania neonazistów, to nie nagra materiału. – Materiał o polskich neonazistach chyba rzeczywiście był najtrudniejszy, z jakim miałem do czynienia do tej pory – przyznał. Dodał przy tym, że mimo oskarżeń, nie zawahałby się, żeby wszystko zrobić tak samo, jak za pierwszym razem.
Reportaż „Superwizjera”
Chodzi o reportaż dziennikarzy „Superwizjera” z 2017 roku zatytułowany „Polscy neonaziści”. Dziennikarze zdołali przedostać się z ukrytymi kamerami do środowiska polskich neonazistów. Pokazali szokujące nagrania z ukrytych kamer. Byli m.in. na 128. urodzinach Adolfa Hitlera oraz na festiwalu, gdzie wznoszono okrzyki „Sieg Heil”. W programie ujawniono kulisy działania stowarzyszenia Duma i Solidarność. W wyniku materiału prokuratura wszczęła śledztwo, członkowie grupy zostali zatrzymani i postawiono im zarzuty.
Na początku listopada portal wpolityce.pl podał, że jeden z zatrzymanych, Mateusz S., stwierdził, że otrzymał za organizację urodzin Hitlera 20 tysięcy złotych od nieznanych osób. Portal sugerował, że stała za tym TVN. Tydzień później portal opublikował zdjęcia, na których widać, jak Wacowski wykonuje gest „Heil Hitler”. Dziennikarze tłumaczyli, że był to konieczny element „reportażu wcieleniowego”.
Czytaj też:
Prokuratura Krajowa: Stawianie zarzutów operatorowi TVN jest przedwczesne