Cuda w Magnitogorsku

Cuda w Magnitogorsku

Wybuch gazu w 9-piętrowym bloku w Magnitogorsku
Wybuch gazu w 9-piętrowym bloku w Magnitogorsku Źródło: Instagram / t_nyshk_
Czy trzej mężczyźni, zastrzeleni w Nowy Rok w vanie to zamachowcy?

Magnitogorsk, a raczej jego hutnicze piece był dotąd znany w Polsce z pamiętnego wiersza Władysława Broniewskiego. Ostatnio jednak o tym przemysłowym mieście koło Czelabińska słyszymy więcej z powodu tragicznego wybuchu gazu w jednym z bloków mieszkalnych. Media na całym świecie liczą kolejne wykopywane spod gruzów ofiary. Są też, jak przy okazji każdej tragedii także i cuda. Bo jak inaczej nazwać wyciągnięcie z rumowiska żywego niemowlaka, który dzięki grubej warstwie koców, przeżył w swoim łóżeczku nie tylko zawalenie się budynku, ale także prawie 20 stopniowy mróz, dający się we znaki ratownikom.

Pojawiają się też w Magnitogorsku pogłoski o innych, już znacznie mniej pozytywnych cudach. Lokalne media powtarzają uparcie informacje o możliwym zamachu, sugerując, że na miejscu poza cudownie ocalałymi niemowlakami znaleziono także ślady materiałów wybuchowych. Z tragicznym wybuchem łączy się także wydarzenie, do jakiego doszło 1 stycznia zaledwie trzy kilometry do miejsca, gdzie prowadzona jest akcja ratunkowa. Chodzi o eksplozję vana, wiozącego trzy osoby, które są przez lokalne źródła łączone z wybuchem. Na krążącym w sieci filmie widać nie tylko stojący w płomieniach samochód, ale też wyraźnie słychać strzały.

Tragiczne w skutkach wybuchu w domach mieszkalnych w Rosji nie są niczym nowym. Wiele z nich powodowanych jest przez przestarzałą instalację gazową, której stan urąga często elementarnym zasadom bezpieczeństwa. Nie brakuje także zamachów terrorystycznych, z których najsłynniejsze miały miejsce w 1999 roku, tuż przed wyborem Władymira Putina na prezydenta Rosji. Czeczeńscy zamachowcy wysadzili wtedy bloki w Moskwie, Wołgodońsku, Bujnaksku i omal nie zdetonowali ładunków w Riazaniu. Zginęło wtedy około 300 ludzi, dając pretekst do rozpoczęcia drugiej wojny czeczeńskiej i zainstalowania Putina na Kremlu. O tym, że za całym zamachem stała rosyjska FSB jako pierwszy poinformował Aleksander Litwinienko, który po ucieczce do Anglii został za to otruty i zmarł w męczarniach.

Pojawia się więc zasadne pytanie: kto zginął w płonącym vanie w Magnitogorsku? I czy rzeczywiście miał coś wspólnego z tragedią? Czy z rosyjskich mediów nie dowiemy się zaraz, że byli to ukraińscy agenci, próbujący siać terror wśród Bogu ducha winnych Rosjan? Byłby to piękny pretekst do eskalacji wojny na Ukrainie. Może jest w tych rozważaniach za duży poziom paranoi, ale nie bierze się ona znikąd. Putin przyzwyczaił nas, żeby nawet takie najbardziej nieprawdopodobne scenariusze brać pod uwagę. Sami Rosjanie je pod uwagę biorą, co jak najgorzej świadczy przecież o systemie, w jakim mają pecha żyć. Dobrze, że choć tego biednego Wańkę Fokina udało się uratować i że jego rodzice także przeżyli.

Źródło: Wprost