Joanna Miziołek, „Wprost”: Nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt rzeczywiście je chroni?
Andrzej Halicki, PO: Nie. Myślę, że żadna ustawa nie będzie chronić w pełni, jeśli my sami nie zmienimy swojego nastawienia do zwierząt. Mówimy w ramach tej ustawy nie tylko o zwierzętach, które nam towarzyszą, czyli zwierzętach domowych, ale także o zwierzętach hodowlanych, które są elementem produkcji rolnej. Często nie wyobrażamy sobie jak one są traktowane, w jakich warunkach hodowane, jak bardzo wyspecjalizowana hodowla z przeznaczeniem na mięso jest jednocześnie pełna cierpienia zwierząt. Niektóre z nich mają permanentną anemię, inne gigantomanię, nienaturalną dla nich maksymalizację wagi. To nie odbyło się bez cierpienia, kosztów.
Na cierpienie są skazane zwierzęta futerkowe, które zgodnie z ustawą nadal będą hodowane na futra i zwierzęta, które spotka ubój rytualny, który nowelizacja podtrzymuje.
To kolejny element takiego działu gospodarki, który w ogóle nie jest przydatny i potrzebny, bo o ile nie wszyscy muszą być wegetarianinami, to nie musimy nosić futer. Elementarna przestrzeń, higiena, dbałość o warunki powinna być gwarantowana nie tylko na poziomie minimum. Powinna być częścią świadomości producentów. Są tacy, którzy o to dbają. Proszę zobaczyć, mamy nawet dwukrotną różnicę w cenach jajek, bo pojawiły się obrendowane jajka kur z wolnego wybiegu. Kiedyś mało kto po takie sięgał. Dzisiaj słyszę, że brakuje właśnie tych, a te z chowu klatkowego nie cieszą się popularnością pomimo tego, że są tańsze. Pojawiła się świadomość kupującego, że nie chce przykładać ręki do cierpienia. Myślę, że należy ją budować w pozostałych działach gospodarki rolnej, które dotyczą zwierząt z przeznaczeniem na mięso. Kwestia futer to kwestia świadomości także nas wszystkich.
Ja nie chciałbym mieć żony, która nosi futra i chodzić obok niej. Nie chciałbym, żeby syn przestawił mi swoją narzeczoną, która będzie opatulona w futro. Zresztą jest coraz mniej młodych dziewczyn, które szukają sztucznych atutów dla polepszenia swojej urody. Uroda naturalna powinna się bronić sama i nie wymaga takich ofiar ze strony zwierząt. Hodowla zwierząt futerkowych to tylko kaprys, bo nie ma uzasadnienia dla gospodarki. Jeśli chodzi o kwestie gospodarczą, to hodowla zwierząt futerkowych jest wręcz szkodliwa dla polskiej gospodarki. Kolejne kraje za zachodzie jej zakazują. Również zakazują uboju rytualnego. Tak zrobiła w tym roku Belgia. Część producentów przerzuca taką hodowlę i ubój rytualny na inne kraje, takie jak Polska. Proszę zobaczyć jak wiele z ferm futerkowych jest zagranicznych. I oni robią na tym biznes. Stajemy się miejscem, gdzie składowane są odpady, groźne dla naszego środowiska. Te przychody nie są dla naszej gospodarki, koszty są natomiast ogromne.
PiS mówi, że nowelizacją tej ustawy rząd walczy z patologią.
Ta ustawa nawet jej nie dotyka. Nie rozwiązuje też tego problemu, który dotyczy schronisk czy bezdomnych zwierząt domowych. Warunkiem jest pełna kontrola nad naszymi pupilami. Chodzi o obowiązkowe czipowanie wszystkich psów i kotów. Drugą kwestią jest handlowanie zwierzętami. Jest wiele pseudo o ochronie hodowli, w których zwierzęta rasowe są traktowane w nieludzki sposób. A potem i tak często trafiają do schronisk. Zakaz pseudo hodowli, pseudo stowarzyszeń, które udają związki kynologiczne, dokumentacja zwierząt, która pozwalałaby na pochodzenie tego zwierzęcia i odpowiedzialność właściciela, to wszystko wiąże się z państwowym rejestrem zwierząt domowych.
Czytaj też:
Raper o odstrzale dzików: Brońmy dzików? Może wreszcie zaczniemy bronić dzieci?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.