W Holy Landzie nie ma Myszki Miki, można zaś spotkać Świętą Dziewicę i zjeść Goliat-burgera. Chrześcijanom podoba się ta forma prezentacji Biblii, Żydzi protestują, że im się wykrada dusze. - Są dwa sposoby mordowania Żydów: fizycznie, jak w Auschwitz, i duchowo, jak robi to Marvin Rosenthal swym lunaparkiem - grzmiał Irva Rubin, rzecznik prasowy Żydowskiej Ligi Obrony, podczas protestów przeciw otwarciu lunaparku w Orlando. Ulokowany miedzy Disneylandem a Universal Studios Holy Land to spełnienie marzeń jego fundatora Marvina Rosenthala, który jako nastolatek przeszedł z judaizmu na baptyzm. Kilkadziesiąt lat później założył organizację Nadzieja Syjonu. Jej celem jest głoszenie Słowa Bożego, co w praktyce oznacza przekonywanie Żydów do uznania Chrystusa.
Kilka lat temu Rosenthal wpadł na pomysł, że najlepszy sposób głoszenia Słowa Bożego to otwarcie parku w stylu Disneylandu, w którym zamiast historii Kopciuszka i Małej Syrenki będzie można w równie przyjemny sposób poznać Stary i Nowy Testament. Siedziba Nadziei Syjonu została przeniesiona z New Jersey do stolicy Myszki Miki - Orlando - gdzie co roku pielgrzymują miliony łaknących rozrywki amerykańskich rodzin. Aby zdobyć potrzebne do budowy parku 16 mln USD, jego pomysłodawca sprzedał część posiadłości Nadziei Syjonu i pozbierał datki od różnych organizacji religijnych. Rosenthal zaprzecza, że celem parku ma być przekonywanie kogokolwiek do zmiany wiary, ale mało kto mu wierzy. Sześćdziesięciopięcioletni baptysta ma na swoim koncie już niejednego ochrzczonego Żyda i znany jest jako człowiek og-romnej pasji w nawracaniu innowierców. Dlatego rabini Orlando nazywają go "złodziejem żydowskich dusz".
Holy Land to wybudowana na siedmiu akrach replika starożytnej Jerozolimy. Zwiedzający mogą obejrzeć grób Jezusa, wspiąć się po schodach do wieży Heroda i odbyć spacer po Via Dolorosa. Uliczni magicy popisują się najbardziej pamiętnymi cudami Jezusa, a Hiob i Ewa oferują pamiątkowe zdjęcia. W tle bliskowschodnia muzyka. Stojący u progu Grobu Pańskiego pastuszkowie w białych siermięgach deklamują wiersze na cześć Zbawcy. Wtóruje im grupa rockowa Uniesienie. Goliat-burgery kupuje się w stylizowanej na brzuch wieloryba restauracji Jonasz, a mirrę i kadzidło u Trzech Króli.
Przedstawiciele wyznań chrześcijańskich twierdzą, że Holy Land to świetny pomysł na promowanie religii. Lokalni rabini oburzeni są tym, że park Rosenthala miesza żydowskie rytuały z chrześcijańską teologią, sprawiając wrażenie, iż można być jednocześnie Żydem i wyznawcą Chrystusa. Ich zdaniem, Holy Land to profanacja i trywializacja judaizmu.
Rzeczywiście, gdyby nie postaci Maryi i Jezusa, turysta mógłby myśleć, że znajduje się w lunaparku judaistycznym. Zwiedzający witani są u bram przez kapłanów pozdrawiających ich hebrajskim "shalom". Ze wzgórza stajenki betlejemskiej widać żydowskie świeczniki, jakie wystawia się na obchodzone w tym samym czasie co Boże Narodzenie święto Hanukah.
Najwięcej kontrowersji wzbudza laserowe show "Tabernaculum". Przedstawienie opowiadające o wędrówce Izraela przez pustynię rozpoczyna recytacja hebrajskich modlitw, w tym jednej z najważniejszych w żydowskiej liturgii modlitwy We-ahawta. Na końcu prezentacji narrator tłumaczy, że wędrówka przez pustynię była początkowym etapem drogi narodu żydowskiego ku głębszemu zrozumieniu wiary. Tym słowom towarzyszy pojawienie się Dzieciątka Jezus i Matki Boskiej.
- To dla nas bardzo obraźliwe. Zakończenie sugeruje, że chrześcijaństwo jest wyższą formą judaizmu, a tak nie jest - podkreśla Eric Oeboff, dyrektor Żydowskiej Federacji Orlando. Przyznaje on Rosenthalowi i Nadziei Syjonu prawo do wierzenia w cokolwiek i wolność wyrażania tej wiary. Nie może im jednak darować, że próbują zmusić Żydów do akceptacji Jezusa. Tym bardziej że w przeciwieństwie do chrześcijańskiego "idźcie i nauczajcie wszystkie narody" w tradycji żydowskiej nie ma zwyczaju nawracania innych na judaizm.
Nie wszyscy Żydzi są jednak oburzeni. Na łamach magazynu "Time" komentator Michael Kinsley pyta, czy fakt, że Żydzi nie troszczą się o zbawienie innych, nie jest samolubstwem, a to, iż tak bardzo boją się chrześcijańskiego lunaparku, nie jest oznaką braku wiary we własną religijność. Z kolei w internetowej "Gazecie Niedzielnej" rabin I.B. Koller rozważa, czy walka z Holy Landem nie jest zamachem na tolerancję religijną i wolność ekspresji. "Tylko w krajach, w których nie ma demokracji, albo tam gdzie jedna religia jest faworyzowana i popierana przez rząd, mniejszości religijne mają powody do obaw. Na naszej ziemi, gdzie wolność wyznania gwarantowana jest przez prawo i poparta wieloletnią tradycją, nikt nie powinien protestować ani się złościć, gdy sąsiad praktykuje wolności należące się każdemu" - pisze rabin Koller.
Zamieszanie wokół Holy Landu stało się kolejną okazją do wychwalania amerykańskiej demokracji, a przedmiotowi protestów przysporzyło darmowej reklamy. Frekwencja w dniu otwarcia lunaparku przekroczyła najśmielsze oczekiwania właścicieli. Bilet wstępu do Holy Landu kosztuje 17,5 USD. Żeby zwróciły się koszty jego utrzymania, do plastikowej Jerozolimy musi przybywać 180-200 tys. turystów rocznie (Disneyland i Universal Studios odwiedzane są co roku przez 8-15 mln ludzi, mimo że za wejście trzeba zapłacić aż 50 USD). W Holy Landzie nie ma rollercoasterów ani cukrowej waty, ale park oferuje gościom coś więcej niż tylko rozrywkę - także strawę duchową. Tej zaś, jak wynika z wielu sondaży, u progu nowego tysiąclecia Amerykanie łakną coraz bardziej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.