Kayleigh Peach w wieku 24 lat zdecydowała się na wykonanie na skroni napisu „cursed” czyli „przeklęta”. Kobieta, która pracowała wcześniej w kawiarni, uznała, że dzięki temu będzie jej trudno znaleźć normalną pracę, co pchnie ją w stronę realizacji marzeń. O swoim nietypowym podejściu 26-letnia obecnie Brytyjka opowiedziała w rozmowie z ITV.
– Zrobiłam sobie tatuaż na twarzy, żebym nie mogła znaleźć normalnej pracy, głównie jako przypomnienie, by robić to, co chcę. Tatuaże są coraz powszechniej akceptowane w miejscach pracy, ale tatuaże na twarzy i szyi nadal są widziane jako te bardziej ekstremalne, więc większość pracodawców podchodzi do nich sceptycznie. Dlatego też zrobiłam sobie tatuaże na twarzy – żeby zmusić się do zostania artystką w tej dziedzinie – tłumaczyła Peach.
Czemu kobieta po prostu nie mogła pójść do studia tatuażu i postarać się o zatrudnienie? Jak tłumaczy, blokowała ją chorobliwa nieśmiałość. Dopiero widoczne ozdoby na twarzy dodały jej na tyle dużo determinacji, że zaczęła podążać w wymarzonym kierunku. Obecnie rysunki pokrywają około 60 proc. jej ciała. Peach prowadzi własne studio tatuażu The Tattooed Gent. Choć spełnia się w tatuowaniu klientów, nie zamierza na tym poprzestać. W rozmowie z branżowym magazynem „Skin Deep” zdradziła, że chce pokryć niemal całe swoje ciało tatuażami.
Czytaj też:
Porzucił prestiżową pracę i wyjechał do Afryki. Tak wygląda jego życie wśród setek dzikich zwierząt
Kayleigh Peach - zrobiła tatuaże na twarzy, żeby nie mieć normalnej pracy