Artykuł o Krystynie Pawłowicz ukazał się w 2013 roku w „Dużym formacie”, dodatku do „Gazety Wyborczej”. Posłanka PiS twierdziła, że autor tekstu ukrył swoje miejsce pracy i wmawiał jej, że jest reporterem „Gościa Niedzielnego”. Zarzuciła także dziennikarzowi, że większość jej wypowiedzi została przerobiona i zmyślona. W związku z tym Pawłowicz złożyła pozew do sądu, w którym domagała się przeprosin i wpłaty 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
W odpowiedzi na zarzuty autor tekstu Michał Wójcik podkreślił, że rozmowa z Krystyną Pawłowicz miała miejsce podczas pracy nad książką o osobach, którym bliskie są poglądy ojca Tadeusza Rydzyka. Tłumaczył, że nie ukrywał swojego miejsca pracy, ponieważ w tym czasie współpracował także z „Gościem Niedzielnym”. Dodał, że słowa Pawłowicz nie zostały zmanipulowane.
W 2017 roku Sąd Okręgowy w Warszawie w całości oddalił pozew. Uzasadniono, że nie doszło do naruszenia ani dóbr osobistych Krystyny Pawłowicz ani naruszenia jej prywatności, ponieważ sama zgodziła się na spotkanie z reporterem. Krystyna Pawłowicz odwołała się od wyroku. Odwołanie w środę 20 marca zostało oddalone przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. Nakazano też posłance pokryć poniesione przez Agorę koszty procesu, wynoszące kilka tysięcy złotych.
Wyrok stołecznego sądu Krystyna Pawłowicz skomentowała za pośrednictwem Twittera. Swoją sprawą porównała do procesu w sprawie Tomasza Komendy, który został niesłusznie oskarżony o morderstwo, przez co spędził w więzieniu 18 lat. „Wyrok oddalający moją apelację jest tak samo sprawiedliwy jak wyrok skazujący Tomasza Komendę. W Polsce można przypisać komuś cokolwiek, czego ten nie powiedział, podszyć się pod kogoś i nie ponieść za to żadnej odpowiedzialności. Mimo istnienia obciążających nagrań” – stwierdziła parlamentarzystka.
twitterCzytaj też:
Krystyna Pawłowicz porównuje się z Brigitte Macron. Internauci wytykają posłance błąd