– Dla nas to zagrożenie bankructwem, nawet likwidacja firmy i wpędzenie do końca życia w niespłacone długi. Potrzebujemy co najmniej siedmiu lat, żeby się do nowej sytuacji przystosować, spłacić kredyty, zainwestować w nowy sprzęt. Ale dwa lata? To nierealne – mówi bez ogródek Andrzej Bittner, prezes i właściciel Bittner Packaging z Ożarowa Mazowieckiego, jednego z największych polskich producentów plastikowych naczyń jednorazowych.
Zatrudnia 150 osób i osiąga około 35 mln zł obrotów rocznie. Jeszcze trzy lata temu – gdy zaciągał 12 mln zł kredytu na wykup udziałów od brata, z którym zakładał biznes – przyszłość firmy rysowała się w jasnych barwach. Sprzedaż i zyski rosły, produkty trafiały na eksport do kolejnych krajów UE, a firma zainwestowała w park maszynowy, na co – o ironio – przyznano jej unijną dotację. Dziś z powodu tzw. plastikowej dyrektywy, która od 2021 roku zakazuje używania plastikowych produktów jednorazowego użytku: patyczków kosmetycznych, sztućców, talerzy, słomek, mieszadełek do napojów i patyczków do balonów, firmie Bittnera grozi likwidacja, a jemu samemu – spektakularne bankructwo.
Trzeba dać przykład
Producenci jednorazowego plastiku czują się zaskoczeni unijnymi restrykcjami, bo według przeprowadzonych w 2015 roku obliczeń naukowców z amerykańskiego University of Georgia, stary kontynent odpowiada tylko za jeden procent z dziewięciu milionów ton plastikowych śmieci, które każdego roku trafiają do mórz i oceanów. Większość, bo 82 proc. tej masy, pochodzi z Azji. Czy to znaczy, że Europejczycy nie mają sobie nic do zarzucenia? Do końca 2017 roku swoje niechciane odpady, m.in. z tworzyw sztucznych i papieru, Unia sprzedawała Chińczykom. Co dalej się z nimi działo, można się domyślić. Dziś Europa musi sobie sama radzić z rosnącymi górami śmieci, a do tego konieczne są nowe regulacje, jak poparta właśnie przez Parlament Europejski „plastikowa” dyrektywa. Są też inne argumenty. Na przykład taki, że Unia Europejska powinna odgrywać kluczową rolę w poszukiwaniu rozwiązania problemu zaśmiecaniu mórz i oceanów. Aby słabiej rozwinięte kraje, jak Wietnam czy Tajlandia, wiedziały od czego powinny zacząć.
– Plastik daje ogromne możliwości, ale musimy z niego korzystać w sposób odpowiedzialny. Produkty jednorazowego użytku to nie jest inteligentny wybór ani pod względem ekonomicznym, ani środowiskowym – przekonuje Jyrki Kataine, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej. Podobnego zdania jest Joanna Mieszkowska, prezes fundacji Aeris Futuro: – Zakaz używania jednorazowych przedmiotów jest pierwszym krokiem do tego, aby zastanowić się nad nasza nadmierną konsumpcją i wpływem na środowisko. Musimy mieć świadomość, że to nie mieszkańcy pacyficznych wysp doprowadzili do tego, że po oceanie krążą wielkie wyspy plastiku, ale odpady są transportowane na ogromne odległości – klaruje prezeska organizacji ekologicznej.
A dr Katarzyna Michniewska, ekonomistka środowiskowa i prezes firmy Eko Cykl Organizacja Odzysku Opakowań, dodaje: – Plastik, która zalega w morzach i oceanach od lat 70-tych XX w. zaczął się już rozkładać i przenikać do organizmów żywych. Mówiąc obrazowo: zjadamy swoje szczoteczki do zębów. Dlatego używanie ze zwykłej wygody jednorazowych kubeczków, słomek, talerzyków itp., których cykl życia trwa czasem ledwie kilkanaście sekund, musi się skoczyć. Firmy, które z tego żyły, muszą zmienić swój model biznesowy – podsumowuje dr Michniewska.
Dyrektywa to pierwszy krok
GoDan, producent m.in. plastikowych słomek z Mazowsza, nie chce czekać w niepewności na ostateczny kształt przepisów, tylko już dziś stopniowo przestawia się na słomki biodegradowalne. Nawiązał też kontakt z producentami słomek ze słomy i ma w ofercie rurki metalowe oraz szklane.
– Przechodzimy na rurki papierowe, na razie to import, ale docelowo będzie produkcja krajowa. I zaczynamy zastępować tradycyjny plastik polimerem PLA, który jest w pełni biodegradowalny. Jakościowo słomki nie będą odstępowały od tych plastikowych, ale ich wydajność będzie niższa i będą na pewno droższe – opowiada Janusz Kraszek, prezes GoDana. Jego tropem będą musieli pójść inny producenci, choć nie bez trudności.
– Przestawienie naszych maszyn na inny materiał z dnia na dzień nie wchodzi w grę, park jest zaprojektowany na potrzeby polimerów. Podobnie sprzedaż produktów poza Unią, bo to się po prostu nie opłaci – konkurenci spoza Europy są dużo tańsi – wyjaśnia Bittner. Aby jego firma przetrwała, konieczne będą takie zapisy w polskim prawie, które pozwolą na jej transformację. Bo dyrektywa to dopiero pierwszy krok – członkom Unii wyznacza kierunek. Jakich środków użyją, aby osiągnąć sugerowane cele, w przypadku tego typu regulacji (w odróżnieniu od rozporządzenia) ustalają władze państwowe.
Czy polskie regulacje uwzględnią interesy polskich producentów? Są na to duże szanse, bo jak mówił niedawno Henryk Kowalczyk, minister środowiska, choć polski rząd popiera wprowadzenie zakazu używania jednorazowych produktów z plastiku, a rezygnacja z niego jest potrzebna, to termin musi być racjonalny, aby polskie firmy miały czas się przygotować.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.